Augustinaviczius patrzył na nią swoimi lisimi oczami. Uśmiechał się kątem ust i bawił się fotografiami, które niedbałym gestem wyciągnął z kieszeni. - Mam coś dla ciebie, Rodzińska – wycedził – Kilka miłych pamiątek. Może to ci trochę rozjaśni umysł.
Spojrzała na zdjęcia. Sami umarli, a raczej żywi, którzy są już po bezpiecznej stronie. Zosia patrząca w obiektyw z przedwojenną beztroską. Poważny Boguś w stroju do jazdy konnej. Basia w niedzielnej sukience z marynarskim kołnierzykiem, wyglądająca jeszcze jak dziecko. Przyszło jej przedwcześnie dorosnąć jak wszystkim podczas wojny. Stefan z prześwietloną twarzą i niepokojem w oczach. Ktoś go musiał sfotografować z ukrycia. Całkiem niedawno. Wspomnienia kłuły serce. Dotykały tego, co w nim najgłębsze i najdelikatniejsze.
- Starzy znajomi, prawda?
Milczała.
- Odpowiadaj!
- Tak, znaliśmy się. Nie żyją.
- Czym się zajmowali u was na ulicy Rossa?
- Czasem mnie odwiedzali. Dziewczęta były moimi wychowankami, a chłopcy ich przyjaciółmi.
- Nie kłam, świnio, bo i tak powiesz w końcu prawdę.
Siostra Julia popatrzyła na naczelnika ze współczuciem. Skurczył się od tego wzroku.
- Ja mówię prawdę.
- Cha, cha, cha! – zaśmiał się nieprzyjemnie – Prawdę! Jonas!
Byczek w jednej sekundzie znalazł się przy krześle siostry Julii.
- Rób, co do ciebie należy, bo rozmowa nam się nie klei.
Jonas chwycił dłoń siostry Julii i przystawił do jej palca metalowe obcęgi. Poczuła rwący ból. A potem ciemność i zimno. Tak wygląda piekło u Dantego. Lód, sam lód, kołatała się w jej głowie zabłąkana myśl. Gdzie nie ma miłości, gdzie zabierają człowiekowi duszę, musi być lód. Otworzyła oczy z wysiłkiem. Dopiero po chwili zorientowała się, że trzymają ją w wannie z lodowatą wodą. Dwa palce w miejscu paznokci były jak krzyk.
- Dwa paznokcie to nie jest wielka strata. Zwykle odcinamy palce – wyjaśnił Augustinaviczius, popijając kawę – Nie chciałbym być do tego zmuszony, bo nawet cię lubię, Rodzińska. Masz charakter.
Siostra Julia milczała.
- Jonas!
Byczek znów stanął przy swoim przełożonym. Augustinaviczius kiwnął głową. Jonas złapał siostrę Julię za włosy i z całej siły wyciągnął z wanny. Syknęła. Z oczu popłynęło kilka łez. Posadzili ją na krześle. Światło żarówki wdzierało się w źrenice.
- Więc, Rodzińska, co to były za spotkania?
- Jakie spotkania?
- Na Rossa. I jeszcze w jakimś mieszkaniu. Tam, w mieszkaniu, to ty prowadziłaś…
- Nic nie wiem…
- … tajne komplety, prawda?
- Nic nie wiem.
- A wiesz, że za to grozi kulka? Albo obóz?
- Nic nie wiem.
Twarz Augustinavicziusa niespodziewanie zmiękła. Wyglądał jak aktor, który nagle ma zagrać inną rolę.
- Zimno ci, Rodzińska, prawda? Może herbaty na rozgrzewkę? Albo kawy? Zawołam Aldonę. Zaraz przyniesie.
Aldona była strażniczką odprowadzającą więźniów z przesłuchań i osobistą asystentką Augustinavicziusa. Po Łukiszkach krążyły rożne domysły i kpiny dopowiadające, co znaczy „osobista”.
- A może koniaku? Pomaga w trudnych rozmowach – powiedział naczelnik z ojcowską troską. Widać, wszedł już w nową rolę. Siostra Julia milczała. Żuchwy mu drgnęły nerwowo, a w oczach pojawił się znowu dziki błysk.
- To mówisz, że nic nie wiesz. Nie wiesz pewnie także, jak ma na imię twoja siostra…
- Nic nie… - zaczęła siostra Julia i nagle otworzyła szeroko oczy, jakby ocknęła się z odrętwienia.
- … Janina. A na nazwisko chyba Ostrouch. Ma małe dzieci – dodał naczelnik z teatralnym naciskiem.
Dobrze, że mam swoich litewskich konfidentów, cieszył się Augustinaviczius. Takich, którzy potrafią wyciągnąć informacje od wychowanków zakonnego sierocińca, a nawet samych zakonnic. Niestety, gdzie aktualnie mieszka Janina z rodziną, a także co się dzieje z resztą rodzeństwa siostry Julii, już nie byli w stanie się dowiedzieć. Szkoda. To jednak wystarczyło, żeby ofiarę zaskoczyć i wprawić w to zbawienne osłupienie, które prowadzi do złamania. Słowo „rodzina” jest w więzieniach gestapo najlepszą torturą. Kluczem do wszystkich cennych danych i kontaktów. Skutecznym środkiem podcinającym korzenie wszelkiej konspiracji. Tak, jak się spodziewał, siostra Julia zamarła.
- Pamiętaj, Rodzińska, Boga już nie ma – zacharczał Augustinaviczius - Zastąpiło Go gestapo. My wiemy wszystko.
Siostra Julia podniosła głowę i spojrzała w oczy oprawcy.
- Owszem… Bóg... jest. I gestapo… nic nie może… na to… poradzić…
Zachwiała się i zsunęła z krzesła.
- Jonas, idź po Aldonę! Odprowadzicie Rodzińską do izolatki. Tylko pilnujcie, żeby nie zdechła, bo jest nam jeszcze potrzebna.

(fragment powieści "Niebo w kolorze popiołu" autorstwa siostry Benedykty Baumann OP. Całość ukaże się nakładem Wydawnictwa Edycja świętego Pawła)