Czuwanie dla młodzieży
5 marca, 2018Rekolekcje dla dzieci
10 marca, 2018Zapraszamy do lektury kolejnego fragmentu powieści o bł. Julii Rodzińskiej autorstwa Siostry Benedykty.
Furmanka, załatwiona przez zaprzyjaźnionego i zaangażowanego w konspirację jezuitę, zbliżała się do obrzeży miasta. Jeszcze tylko kilka przecznic i wyjadą na polną drogę prowadzącą na wieś, do klasztoru, gdzie mała będzie bezpieczna. Siostra Julia tuliła malutką istotkę o blond loczkach i ciemnych oczach. Salcia spała.
- Halt! – wrzask esesmana zatrzymał furmankę. Siostra Julia podniosła głowę. Stał przed nią postawny chłopak, który mógłby być jej synem, o złych, straszących pustką oczach. Trupia główka na jego czapce połyskiwała w zimowym słońcu jak błyskawica. Na śniegu kuliła się gromadka Żydów. Wśród nich przechadzało się sprężystym krokiem kilku równie młodych, szeroko uśmiechniętych esesmanów. Towarzyszyło im ujadanie dorodnych, wytresowanych owczarków, trzymanych za koniec smyczy, tak, że zdawało się, że za chwilę zostaną spuszczone. Dzieci płakały i tuliły się do zabiedzonych matek. Nieopodal stało kilka oplandekowanych furgonetek. Ich czerń złowrogo odbijała się od świeżej bieli śniegu.
- Kennkarten!
Siostra Julia powoli wyciągnęła z kieszeni marynarki dwa małe kartoniki, od których mogło zależeć życie. Chłopak w czapce z trupią główką przyglądał się uważnie dokumentom, pasażerkom, a nawet woźnicy. Panie Jezu, ratuj - modliła się siostra Julia - nie mnie, lecz to dziecko.
- Dokąd jedziecie?
- Do Obornik – odpowiedziała spokojnie siostra Julia, patrząc w oczy swojego rozmówcy. Oczy wypełnione okrucieństwem i doskonałym, aryjskim błękitem. Boże, Ty, który ocaliłeś małego Mojżesza ukrytego w koszyku przed gniewem faraona… - wołała bezgłośnie siostra Julia. Młody esesman zawołał towarzysza i o coś go pytał, pokazując na dokumenty i patrząc na Salcię.
- Po co tam jedziecie?
- Odwiedzić moją chorą siostrę.
Ty, który sam zechciałeś z Józefem i Maryją uciekać do Egiptu przed gniewem Heroda…
- Wie heißt du? – warknął Błękitnooki do Salci. Małej zaczął niebezpiecznie drgać podbródek i przytuliła się kurczowo do siostry Julii.
- Ona jest za mała, żeby znać niemiecki. Pan cię pyta, jak się nazywasz – powiedziała siostra Julia łagodnie do dziewczynki, poprawiając jej niesforny loczek, który wymknął się spod czapki i delikatnie głaszcząc po głowie.
- Stanisława.
- …Und deine Name?
Chwycił dziewczynkę za podbródek, wpatrując się chłodnym jak stal wzrokiem w jej oczy o niewybaczalnym, ciemnym odcieniu. Powiedziałeś, Jezu: nie obmyślajcie, co będziecie mówić przed królami i namiestnikami, bo Duch Święty was pouczy… - gorączkowy szept wypełniał siostrę Julię coraz bardziej, tak, że powoli się nim stawała.
- Dębińska.
Właściciel zimnych, niebieskich oczu zacisnął dłoń na podbródku dziewczynki i zaśmiał się złowrogo.
- …Dembynska, ja?
Salcia zaczęła szlochać. Ujadanie psów zaczęło być nie do zniesienia. I naraz siostrę Julię zalał spokój. Nierzeczywisty. Zuchwały. Zupełnie nie pasujący do tej sytuacji. Spokój, który przenosił ją, jej małą towarzyszkę, zdrętwiałego ze strachu woźnicę, a nawet furmankę poza czas, poza tę krwawą, sparaliżowaną terrorem ziemię, poza życie i śmierć. Był to spokój, z jakim umierali męczennicy. Przebłysk wieczności, który dawał niewyobrażalną siłę. Siostra Julia wpatrywała się wyczekująco w młodego esesmana.
- Jechać! – zarządził nagle i niespodziewanie dla samego siebie żołnierz. Towarzysz spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, jak gdyby zawiedziony, że ominęła ich dobra zabawa.
Zaczął sypać śnieg. Furmanka utonęła w gęstych, lepkich płatkach. Siostra Julia objęła Salcię, jakby chciała ją przed czymś uchronić. Nie wiadomo, czy przed zimnem, czy przed bezdusznością świata, w którym przyszło im żyć. W oddali słychać było krzyki, płacz, strzały i warkot odjeżdżających furgonetek.