Wezwałem cię po imieniu
17 lutego, 2018On prowadzi nieustannie
16 kwietnia, 2018Do klasztoru Sióstr Dominikanek przyjechałam na początku tego roku, żeby zacząć nową drogę życia. Pan Bóg mnie prowadził i nadal prowadzi przez życie, od narodzin aż do dnia dzisiejszego. I ciągle nie przestaje zadziwiać swoją miłością, obecnością, troską, wszystkim! Na różnych etapach mojego życia w różny sposób to zauważałam. Teraz to widzę jak poszczególne elementy całej układanki puzzli. W tym wszystkim znaczące było dla mnie to, że jako dziecko Boże mam wolną wolę. On mnie do niczego nie zmusza. Fakt ten jeszcze bardziej uświadomił mi, jak bardzo Bóg jest dobry i kocha ludzi dając im tyle wolności w ich wyborach. Moje początki świadomej wiary i odczuwania Bożej obecności w moim życiu zaczęły się na studiach. Studiowałam filologię z językami wschodnimi, wiedziałam że moje umiejętności językowe są od Ducha Świętego. W połowie studiów miałam problemy na uczelni z powodu jednego niezaliczonego egzaminu, który miał zatrzymać dalszy tok studiów. Chciałam z nich zrezygnować. Byłam zła na Boga, że do tego dopuścił. Przecież robiłam to co On chciał, byłam posłuszna, wiedziałam, że te studia to było to, czego On chciał, żebym to robiła, bo dostałam dar uczenia się języków. Pojawił się bunt z mojej strony. Co dalej? Czego chcesz ode mnie Panie Boże? Co mam dalej w życiu robić? Przełom nastąpił w Wielkanoc, gdy podczas Mszy świętej rezurekcyjnej usłyszałam od Chrystusa zmartwychwstałego: „Pójdź za mną”. W pierwszej chwili pomyślałam: „Ja? Ty mnie taką chcesz, Panie Jezu? Kiedy? Teraz?”. Nie byłam gotowa i nie miałam odwagi, aby tak jak apostołowie natychmiast rzucić wszystko, powiedzieć „tak” Chrystusowi i pójść za Nim. Modliłam się i rozeznawałam, jak konkretnie swoim życiem odpowiedzieć Chrystusowi. Mijały kolejne miesiące, lata… Kończyłam studia. Za namową koleżanki pojechałam na dni skupienia młodzieży oblackiej. Prowadzili je ojcowie oblaci, o których nic wcześniej nie wiedziałam. Na tych dniach skupienia dowiedziałam się o możliwości wyjazdu z grupą młodzieży na letni wolontariat misyjny do parafii katolickich na Ukrainę. Sercem czułam, że chcę tam jechać. Modlitwy o sens tego wyjazdu kierowałam do Jezusa i Matki Bożej Gietrzwałdzkiej, której zawierzyłam ten wyjazd. Pojechałam tam. Jak się okazało – to było to :) Dzięki temu wyjazdowi doceniłam to, że mam blisko kościół i mogę kiedy chcę korzystać z sakramentów świętych, poznałam fragment życia parafii na misjach, a także część parafian – ich troski i radości życia codziennego oraz duchownych, którzy przybliżyli mi życie zakonne. W kolejnych latach byłam jeszcze dwukrotnie na Ukrainie. Skończyłam studia. Wcześniejsze doświadczenia wolontariackie spowodowały chęć wyjazdu na dłużej za granicę, tym razem do Rosji. Omadlałam i ten wyjazd: „Czy mam tam jechać, Panie Jezu?”. Usłyszałam zgodę, choć jednocześnie wiedziałam, że On czeka na moją zgodę w innej sprawie – mojego powołania. W Rosji spędziłam rok na pracy wolontariackiej z dziećmi w szkole specjalnej. Nie było dnia, żebym nie doświadczała opieki i miłości Bożej. To był też czas zauważania w innych, szczególnie w tych najsłabszych i najmniejszych, samego Chrystusa. Czułam, że Duch Święty mnie prowadzi.
Po powrocie z tego wolontariatu zastanawiałam się co dalej z moim życiem zrobić. Rodzina mnie pytała co planuję, co z moją emeryturą, że czas podatki płacić, myśleć o założeniu rodziny… Podatki – to rozumiałam, ale założenie rodziny – nie czułam, że to moja droga. Pracowałam z dziećmi, a następnie podjęłam pracę biurową z j. rosyjskim, w której spędziłam ostatnie kilka lat. Jednak myśl o życiu zakonnym była wciąż dla mnie ważna. Pan Bóg dalej czuwał. W snach widziałam siebie jako siostrę zakonną, w białym habicie, w różnych sytuacjach. Z perspektywy czasu widzę to jak sny Samuela, w których Pan go wołał. Dopiero po pewnym czasie zrozumiał, że to Pan woła go i odpowiedział: „Mów (Panie), bo sługa twój słucha” (1 Sm 3,10). W moich przygotowaniach do wyboru drogi życiowej podjęłam rekolekcje ignacjańskie w Częstochowie. Pomogły mi one uporządkować sprawy duchowe i w pełni zobaczyć działanie Boga w moim życiu. Jego obecność i cierpliwe czekanie na moje „tak” – odpowiedź na Jego wezwanie. Wiedziałam, że każdy dzień mojego życia zbliża mnie do tej odpowiedzi. I rok temu, odprawiając rekolekcje poczułam świadomą gotowość, aby we wszystkim i do końca powiedzieć Chrystusowi „TAK”. Po tym był następny krok. Jakie zgromadzenie zakonne wybrać i kiedy wstąpić. Zawierzyłam się Matce Boskiej Częstochowskiej. Po powrocie z rekolekcji pierwszego dnia w pracy moim klientem, który stanął przy moim biurku była siostra dominikanka, która na co dzień pracuje w Rosji. Poczułam, że Bóg posługuje się aniołem w białym habicie, żeby mi wskazać wybór zgromadzenia zakonnego. To mimo tego nie było takie proste. Trzeba było wszystkim o tym powiedzieć i pozamykać wszystkie sprawy (zawodowe, rodzinne). Znowu powierzyłam się Matce, tym razem Pani Gietrzwałdzkiej, gdy korzystając z każdej okazji jeździłam do Jej sanktuarium. I tym razem się nie zawiodłam. Pomogła mi zostawić wszystko za sobą i wejść na drogę zakonną.
Jestem na początku tej drogi, a już mogę powiedzieć, że Bóg mnie prowadzi i czuwa, jednocześnie wykorzystując moje umiejętności językowe, które przydają się też kontaktach ze współsiostrami. On „buduje” z tego co mamy. Każdy człowiek jest dla niego wyjątkowy i potrzebny. „To nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (J 15). Nie wiem co będzie dalej, ale ufam całym sercem Temu, który mnie widzi jako część całego swojego planu i troszczy się o mnie. Już nie boję się powiedzieć Chrystusowi we wszystkim „tak”, bo On jest moją drogą, moją prawdą i moim życiem. Teraz i na wieki!
Aspirantka Dorota