Viventi Caritate dla dominikanek
19 października, 2018Warsztaty teatralne dla katechetów – cz. II
23 października, 2018Dokładnie rok temu odeszła do Pana nasza Siostra, Judyta Szymik. Swoim wspomnieniem o Siostrze dzieli się z nami jeden z jej uczniów, Adrian Czochór.
Osoba wielkiego serca i ducha, zawsze uśmiechnięta, pełna modlitwy, szczególnie różańcowej. Nigdy nie wypuszczała swojego drewnianego różańca z rąk. Jego paciorki były już mocno wytarte od modlitwy. Skromna i radosna, niezwykle ciepła. Zbierała butelki, by wybudować organy piszczałkowe, suszyła jabłka, na które chórzyści nie mogli się doczekać, a jej kieszonki od habitu były pełne cukierków i lizaków, którymi obdarowywała napotkane dzieci. Tak! Taką właśnie była Siostra Judyta Szymik OP. Jeśli chcemy się o Niej czegoś więcej dowiedzieć, to zapytajmy w Białej Niżnej kogokolwiek, bo nie ma osoby, która by o Niej przynajmniej nie słyszała. Z całą mocą można powiedzieć w tej miejscowości, ale i zapewne w całym Zgromadzeniu, że to Człowiek Legenda!
Często zdarza się coś, o czym napisała założycielka dominikanek, Matka Kolumba Białecka: „Jest bowiem tajemnicą ludzi Bożych, że zawsze noszą w sobie błogosławieństwo i światło.” Taką osobą była siostra Judyta, wieloletnia organistka i wychowawczyni wielu pokoleń. Wystarczyło, że spojrzała na człowieka, a od razu dzień stawał się lepszym. Na różnych okolicznościowych spotkaniach zabawiała towarzystwo swoim poczuciem humoru. Nigdy nie zapomnę piosenki „Jestem muzykantem i komediantem” w jej wykonaniu. Pomimo, iż była bardzo wesoła i rozmowna, potrafiła słuchać ludzi, ich problemów, rozterek, zawsze doradziła, potrafiła pokrzepić dobrym słowem, ale nade wszystko swoją modlitwą. Gdybym miał ją określić dwoma słowami, nazwałbym ją „chodzącą modlitwą”. Miała swoich „ulubionych” orędowników: św. Dominika, św. Antoniego Padewskiego i św. Szarbela. Ten ostatni szczególnie towarzyszył jej w ostatnich chwilach życia.
Pisać o tej siostrze można bez końca, ale jeszcze lepiej się słucha świadectw ludzi, z którymi się spotykała, a są one przeróżne. Chcę podzielić się moim świadectwem o s. Judycie. Pamiętam ją wyraźnie z dzieciństwa, zafascynowała mnie swoją grą na organach i na początku drugiej klasy uczyła mnie grać. Dzieliła się swoim doświadczeniem, cennymi radami a nade wszystko zwykłym albo niezwykłym uśmiechem. Dużo jej zawdzięczam ale przejdźmy do wspomnień, które mnie najbardziej ujęły. Pod koniec życia zaczęła chorować na raka i tu szczególnie objawiła się jej świętość. Na kilkanaście dni przed śmiercią, wypowiedziała słowa, które brzmią do dziś w moich uszach: „Chciałabym się jeszcze spotkać, a jeśli nie, to do zobaczenia w niebie”, ostatkiem sił wykrztusiłem do niej: „będę miał orędownika z siostry w niebie” - na co pokiwała głową. Jej cierpiący wyraz twarzy widać było szczególnie w kaplicy, o ile jeszcze mogła w niej być. Pamiętam, że gdy z niej wychodziła (a już to sprawiało wielką trudność) zapomniała uklęknąć i ku mojemu zdziwieniu wróciła się i z wielkim wysiłkiem i jeszcze większym bólem uklękła, oddając hołd Jezusowi obecnemu w tabernakulum. Odeszła do Pana 20.10.2017 r.
W rocznicę jej śmierci, chcę się z Wami podzielić przykładem wyjątkowej dominikanki, człowieka normalności, a w tym niezwykłej świętości. Po pogrzebie s. Judyty zanotowałem sobie jedno zdanie: „Lekcja z pogrzebu siostry Judyty: bądź przede wszystkim uśmiechnięty i dobry, zawsze i do wszystkich”.