XXXII Niedziela zwykła (B)
10 listopada, 2018
XXXIV Niedziela zwykła (B)
24 listopada, 2018
XXXII Niedziela zwykła (B)
10 listopada, 2018
XXXIV Niedziela zwykła (B)
24 listopada, 2018
Jezus powiedział do swoich uczniów: „W owe dni, po tym ucisku, słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą padać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i zbierze swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi aż do szczytu nieba. A od drzewa figowego uczcie się przez podobieństwo! Kiedy już jego gałąź nabiera soków i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”. (Mk 13, 24-32)

Próbując odgadnąć znaczenie słów Jezusa zawartych w dzisiejszej Ewangelii musimy przywołać kontekst, w którym zostały one wypowiedziane. A miało to miejsce dwa dni przed męką Jezusa, na Górze Oliwnej, skąd rozpościerał się wspaniały widok na świątynię jerozolimską. Świątynia ta była dla Żydów cudem świata i powodem ich ogromnej dumy. Najbliżsi uczniowie Jezusa - Piotr, Jakub, Jan i Andrzej, tym razem dalecy są jednak od zachwytu. Właśnie przed chwilą, z ust swojego Mistrza usłyszeli, że z tej potężnej i wspaniałej budowli nie pozostanie kamień na kamieniu (por. Mk 13,2). Zaniepokojeni, pytają więc Nauczyciela: Panie, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to wszystko zacznie się spełniać? (Mk 13,4).

Odpowiadając swoim uczniom Pan Jezus mówi najpierw o znakach zapowiadających zburzenie Jerozolimy (por. Mk 13, 14-21), a chwilę później o tych, które będą poprzedzały Jego powtórne przyjście: W owe dni, po wielkim ucisku słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte. (Mk 13, 24-25). Obraz ten nie jest budujący i może nas napawać lękiem. Zamiarem Jezusa zapowiadającego w dzisiejszej Ewangelii swoje powtórne przyjście nie było bynajmniej wywoływanie wśród słuchaczy lęku, a wprost przeciwnie dodanie im otuchy, tak jak to zawsze czynił w Ewangelii. Ktoś obliczył, że w całym Piśmie świętym słowa "nie bój się" i "nie lękaj się" użyte zostały 365 razy, dokładnie tyle, ile mamy dni w roku, tak jakby każdego dnia Pan Bóg chciał na nowo dodać nam otuchy. On wie doskonale jak podatni jesteśmy na lęk i zwątpienie.

   Wszystko bowiem, co jest na tym świecie rozpadnie się i zniknie, czy zbudowane ręką człowieka, jak świątynia jerozolimska, czy ręką Boga, jak ciała niebieskie - gwiazdy i księżyc. Jedno, co jest trwałe i pewne, to Jego słowo i Jego z nami przymierze: Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą (Mk 13,31). Dlatego wiemy, że Jezus nas nie zostawi, że wróci, i że nas ocali: Wtedy pośle swoich aniołów i zbierze wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi aż do szczytu nieba (Mk 13,27).

Uczeń Jezusa ma być zawsze gotowy na przyjście Pana, ma czuwać. Jezus zachęca nas, byśmy uczyli się od drzewa figowego. Podobnie jak rozpoznajemy początek wiosny po młodych liściach, powinniśmy uczyć się rozpoznawać zbliżający się koniec. Czas między kwitnieniem i owocowaniem drzewa figowego jest krótki. Podobnie nasz czas na ziemi jest krótki. Kilkadziesiąt lat wobec wieczności jest jak kropla w oceanie, nie znaczy prawie nic.

    Życie w perspektywie eschatologicznej prowadzi do wolności. Wiemy, że wszystko jest względne, przemijające, żyjemy niejako na walizkach, jesteśmy w podróży, a nasza ojczyzna jest w niebie. Stąd nie musimy nadmiernie się lękać o rzeczywistość tymczasową.

Z drugiej jednak strony żyjemy w świecie, w czasie, w historii. I nie możemy uciekać od niej i pod fałszywym pretekstem poddawać się lenistwu, uciekać od trudu i zaangażowania codziennego, pogardzać tym, co przemijające, albo uważać, że jesteśmy stworzeni tylko do większych rzeczy…

Zmierzamy do wieczności, ale przez ziemię. Mamy czuwać, przygotowywać się na ten nasz ostatni lot, aby on był radosny, wolny.

     Gdzie osiadłem na stałe? W czym się zakotwiczyłem? Czy doświadczam mojego życia na wzór życia wędrowca, pielgrzyma? Czy nie uciekam w aktywizm, pracoholizm? Co jest podstawowym uczuciem na mojej drodze życia: lęki  o siebie, swoje życie i przyszłość czy zaufanie?

Siostra Nikodema Włodarczyk OP