Zmarła Matka Kolumba Lis OP
6 marca, 2019Pielgrzymka kobiet
11 marca, 2019Od sześciu miesięcy mieszkam w naszym wielowiejskim klasztorze, gdzie wraz z trzema innymi siostrami przygotowuję się do złożenia profesji wieczystej. W tym roku minęło 10 lat od momentu, kiedy zadzwoniłam do furty naszego domu w Krakowie, prosząc o przyjęcie do Zgromadzenia. To był piękny czas, pełen różnych doświadczeń – czasem dobrych i przyjemnych, czasem trudnych, ale zawsze bardzo rozwijających.
W tym czasie mogłam przede wszystkim doświadczyć, jak prawdziwa jest prośba o miłosierdzie „Boże i Wasze”, które wypowiedziałam w czasie obrzędu profesji zakonnej. Tego miłosierdzia doświadczałam i doświadczam nieustannie. Świadoma moich słabości, czasem jestem pełna podziwu dla moich sióstr, że ze mną wytrzymują – okazując mi jednocześnie wiele dobra i wyrozumiałości. Sama też staram się każdego dnia uczyć tego miłosiernego spojrzenia na moich najbliższych.
Po kilku latach pobytu w klasztorze odnalazłam świadectwo powołania, które napisałam na krótko przed przekroczeniem klasztornej bramy. Przeczytałam je i… szczerze się roześmiałam. Kolejny raz okazało się bowiem, że Pan Bóg zna mnie lepiej niż ja sama siebie. W świadectwie tym zastanawiałam się, na ile będę w stanie – jak mi się wtedy wydawało – być posłuszna i otwarta na Boże pomysły. I doszłam wtedy do wniosku, że w zasadzie mogę robić wszystko, byle nie studiować historii i byle nie gotować. Moją życiową pasją była fizyka i przedmioty ścisłe, więc zupełnie nie mogłam wyobrazić sobie, że mogłabym zajmować się tak humanistycznym przedmiotem jak historia. Nie martwiłam się tym zbytnio, bo prawdopodobieństwo takiego kierunku studiów było bardzo nikłe, a co do gotowania to stwierdziłam, że siostry dla własnego bezpieczeństwa nie wpadną na pomysł, bym im gotowała. Mój śmiech po przeczytaniu tego tekstu wynikał z tego, że w ciągu ostatnich 10 lat ukończyłam studia historyczne – historia stała się moją pasją – do tego stopnia, do jakiego nie sięgała wcześniej moja „fizyczna” pasja. Gotowanie natomiast jest dla mnie przyjemnością i źródłem odprężenia. Jak się okazało, wychodzi mi też całkiem nieźle – bez stanów zagrożenia życia wśród ofiar mojej kulinarnej działalności.
Trudno jest opisać doświadczenie życia zakonnego. Wiele rzeczy jest tajemnicą pomiędzy mną a Nim. Wiele rzeczy nie jestem w stanie wyrazić słowami. To, co czuję w sercu myśląc o tym moim zakonnym „stażu” – może niezbyt imponującym, ale stanowiącym, jakby nie było, 1/3 mojego całego życia – to ogromna wdzięczność. Przede wszystkim Panu Bogu – za dar powołania, wobec którego brakuje słów. Moim współsiostrom – za to, że są, za całe ich oddanie i poświęcenie, świadectwo życia zanurzonego w Panu. Napotkanym ludziom – za to, że ubogacają poprzez każde spotkanie, zawstydzając swoją wiarą i ufnością. To, co odkrywam coraz bardziej – to wielkość daru powołania, niczym nie zasłużonego. Wobec tego pozostaje tylko zamilknąć i powtórzyć za psalmistą – „czym się Panu odpłacę, za wszystko, co mi wyświadczył?”.
s. Kazimiera Korzeniewska OP