Motyka, grabki, gumiaki, ziemia…
7 listopada, 2019Szkoła do hymnu
8 listopada, 2019Listopad jest miesiącem, który chyba każdego, szczególnie katolika, nastraja eschatologicznie. Sprzyja temu aura późnej jesieni jak i specyfika liturgii tego miesiąca. Każdy z nas ma doświadczenie szeroko pojętego przemijania, nawet jeżeli z naszej najbliższej rodziny nikt do tej pory nie odszedł z tego świata. To właśnie w listopadzie szczególnej wspominamy tych, którzy już przekroczyli próg śmierci: znanych nam, bliskich ale też tych, których osobiście nie spotkaliśmy w naszym życiu.
Dlaczego i w jakim celu o nich pamiętamy? Głównym powodem jest po prostu modlitwa za nich. Do niej zachęca samo Pismo święte, w którym czytamy: „święta i zbawienna jest myśl modlić się za zmarłych, aby byli od grzechów uwolnieni” (2 Mch 12, 46). Papież Franciszek w czasie jednej ze swoich audiencji mówi, że „modlitwa za zmarłych jest, przede wszystkim, znakiem wdzięczności za świadectwo, które nam zostawili, i za dobro, które czynili. Jest to dziękowanie Panu za to, że nam ich dał, za ich miłość i za ich przyjaźń. (Audiencja generalna 30 listopada 2016).
Istnieje piękna tradycja w naszym Zgromadzeniu, że w przeddzień śmierci jakiejś siostry czytamy wspólnie krótkie wspomnienie o niej: kim była, skąd pochodziła, gdzie pracowała, jaki był jej wkład w kontynuację misji Zgromadzenia. Temu wspomnieniu oczywiście towarzyszy zawsze modlitwa za nią by – jeżeli nie jest w niebie – jak najszybciej Jezus przyjął ją do swojego Królestwa. Chciałabym podzielić się z wami krótkim wspomnieniem tylko o dwóch siostrach, których już nie ma wśród nas a które spotkałam w swoim życiu, będąc już w Zgromadzeniu.
Pierwszą z nich jest śp. Matka Julia Bakalarz. Była moją mistrzynią na pierwszym etapie formacji – wówczas był to postulat. Bez wątpienia to bardzo ważny czas dla każdej dziewczyny, która przychodzi „ze świata” i uczy się stawiać pierwsze kroki w życiu zakonnym. Bardzo istotną rolę pełni siostra, która wprowadza i pokazuje – również swoim życiem – czym jest bycie osobą konsekrowaną, bez reszty oddaną Jezusowi i Jego sprawom. Siostra Julia była dla nas wzorem i przykładem takiego życia – zawsze radosna, pełna energii, kompetentna i całkowicie oddana sprawom Bożym.
Kim była siostra a potem Matka Julia? Jak czytamy we wspomnieniu o niej, że była katechetką, promotorką powołań, mistrzynią postulatu, junioratu pierwszego, wicepostulatorem sprawy kanonizacyjnej bł. Julii Rodzińskiej. Zaangażowana w proces beatyfikacyjny Założycielki Zgromadzenia, wniosła znaczący wkład w propagowanie Jej kultu, aktywnie uczestniczyła w przygotowaniu Pozycji o życiu, cnotach i świętości Sługi Bożej oraz starała się o wydanie drukiem tekstów Matki Kolumby, pisząc do nich Wprowadzenia, a także pozycji książkowych o Założycielce, których w wielu wypadkach sama była autorką.
Na Kapitule Generalnej w 2001 roku została wybrana Przełożoną Generalną Zgromadzenia; w 2007 roku – na drugą kadencję. Jako przełożona generalna Matka Julia gorliwie dbała o wierność Zgromadzenia charyzmatowi nadanemu mu przez Założycielkę i o wierność jego tradycji. Matka była też autorką kilku pozycji książkowych i wielu artykułów drukowanych w różnych czasopismach, traktujących o Matce Kolumbie i zagadnieniach życia duchowego. Ułożyła też teksty pieśni o Matce Założycielce i Bł. Julii Rodzińskiej, pisała również wiersze.
Pomimo tak aktywnego i pracowitego życia oraz wielorakiego zaangażowania, była człowiekiem modlitwy. Ani w zmęczeniu po licznych i długich podróżach, ani w chorobie nie dyspensowała się od modlitw. W ostatniej ciężkiej chorobie cały czas się modliła. Gdy samej było jej już trudno, prosiła Siostry będące przy niej, by głośno odmawiały Liturgię Godzin, różaniec, litanie, nowenny i inne modlitwy.
Bardzo leżała jej na sercu formacja Sióstr, zarówno podstawowa, jak i stała. Kochała Zgromadzenie, kochała Siostry. Była wyrozumiała dla ich słabości i potrafiła nieraz długo czekać na poprawę, choć nie zaniżała ideału życia zakonnego i wymagań co do wierności. Była delikatna w kontaktach i dyskretna.
Ks. Bp Wojciech Polak w liście kondolencyjnym po śmierci Matki napisał: „Dziękuję Bogu, że na drodze mego życia i biskupiej posługi mogłem spotkać Matkę Julię. Pracując przez ostatnie lata razem w Krajowej Radzie Duszpasterstwa Powołań miałem możliwość zaobserwować z bliska nie tylko mądrą i oddaną we wszystkim Panu Bogu kobietę, ale także pełną niesamowitej energii i życiowego dynamizmu osobę poświęcającą swoje liczne talenty i zdolności duszpasterstwu powołań. Tego duchowego i apostolskiego dynamizmu nie zgasił czas choroby i cierpienia, którego Bóg dał Jej doświadczyć. Wiem, że ofiarowała Ona swój krzyż w intencji nowych powołań, i wiem też, że ze swego łoża cierpienia i boleści otaczała modlitwą powołanych do kapłaństwa i życia konsekrowanego. Chcę więc Bogu wypowiedzieć dziękczynienie i uwielbienie za wszystko dobro, które przez Jej życie i posługiwanie, a także przez Jej krzyż i cierpienie stało się naszym udziałem”.
Ostatni rok życia Matki Julii to czas, kiedy byłam mistrzynią postulatu i była ona moją bezpośrednią przełożoną. Bez wątpienia była charyzmatyczną osobowością, a w chorobie i cierpieniu pamiętała nawet o drobnych sprawach, związanych z siostrami. Wspomnę tylko taki fakt, że kiedy już nie mogła mówić, to pisała do nas krótkie liściki – z zapewnieniem o modlitwie, nieustannej trosce…Pamiętam, jak wyjeżdżałyśmy prowadzić rekolekcje wielkopostne z postulatem i nie można było osobiście zobaczyć Matki, to przez siostrę, która się nią opiekowała, przesłała nam kilka słów napisanych własnoręcznie z jej błogosławieństwem na drogę. Matka Julia zmarła 22 maja 2010 roku Pogrzeb Matki Julii odbył się 27 maja w Bazylice Świętej Trójcy w Krakowie.
Tego samego roku, kilka miesięcy później – 5 września – również ze wspólnoty krakowskiej odeszła do wieczności kolejna siostra o wielkim sercu, zatroskana o każdego pukającego do furty klasztornej, zawsze uśmiechnięta i pełna współczucia dla biednych – siostra Donata – bo to o niej chcę również wspomnieć. Przez wszystkie lata mojego życia zakonnego była w Domu Generalnym. Trzydzieści lat to miejsce było dla niej miejscem pracy i modlitwy. Była tu przełożoną, kucharką i furtianką. Oprócz tego, służyła swoimi umiejętnościami pielęgniarskimi. Jak czytamy we wspomnieniu o niej, była bardzo miłosierna, ludzka bieda pobudzała ją do współczucia i pomocy biednym. Każdą wolną chwilę spędzała w kaplicy na modlitwie. Przez wszystkie lata pobytu w Krakowie o godzinie piętnastej przewodniczyła odmawianiu Koronki do Bożego Miłosierdzia, dodając zawsze prośbę o powołania.
Siostra Donata szczególnie była kochana przez najmłodsze siostry – do każdej zwracała się charakterystycznym „córuś” i każdy wiedział, jak wiele miłości i dobroci jest w tym zwrocie. Była dla nas wzorem prostego, cichego oddania życia Panu Jezusowi w codzienności. Opiekowała się wieloma chorymi i potrzebującymi nie tylko z terenu parafii, gdzie był Dom Generalny. Im bliżej jest ktoś Boga tym prostsze życie prowadzi – świadkiem tego była właśnie siostra Donata. Nawet kiedy brakowało jej sił, kiedy choroba dawała o sobie znać, aktywnie uczestniczyła w życiu wspólnoty. Była chodzącą dobrocią w krakowskiej wspólnocie sióstr dominikanek. Taką ja pamiętam i mam nadzieję, że już z nieba wstawia się za każdą siostrą naszego Zgromadzenia.
Przez wspomnienie tylko tych dwóch sióstr – a chciałabym napisać o wielu innych – może następnym razem – pragnę was zachęcić, żebyście usiedli z waszymi najbliższymi i powspominali tych z waszych rodzin, przyjaciół czy innych bliskich, których już wśród was nie ma. Historia ich życia może być inspirująca, pouczająca a może po prostu skłoni do częstszej pamięci w modlitwie o nich.
s. Terezja Magiera OP