#Piękna różnorodność
8 maja, 2020Po cichu…
11 maja, 2020To nie będzie teologiczny, dogmatyczny traktat. Chcę Wam powiedzieć o moim Bogu.
Jestem z parafii dominikanów w Tarnobrzegu – na obrazie w głównym ołtarzu kościoła mój Bóg jest małym Dzieckiem tulonym przez Maryję, widzę Go na krzyżu z San Damiano, ma pełną ciszy twarz Zmarłego na fotografiach rzymskiej Piety Michała Anioła, jest – wierzę – cały Obecny w Najświętszym Sakramencie. Piękny Bóg.
Jest piękny w swej tajemnicy, piękny w nieskończoności i bliskości, piękny nawet w ciemnościach, gdy wołam: „Panie, ratuj mnie!”. Piękny – bo to Bóg.
Mój Chrystus to „Bóg z Boga, Światłość ze Światłości…” – widziany oczyma kobiety, chrześcijanki, zakonnicy, teologa. Widziany oczyma ciała i oczyma serca.
Dostrzeżony na co dzień w blasku małej lampki w kaplicy, w kwitnącym bzie i spadającym kasztanie, w zapłakanym dziecku, w uśmiechu kogoś zupełnie niespodziewanie spotkanego. Mój Chrystus jakby widziany kawałkami kolorowych szkieł witraża – mój Bóg wielobarwny.
Spotkanie z Nim zaczyna się przecież zupełnie zwyczajnie: gdzieś pomiędzy bajką na dobranoc a przyłożeniem małej głowy do poduszki – taka najświętsza domowa chwila pierwszych modlitw; do tej pory trwa we mnie przeżycie dziecięcego spotkania z Chrystusem w Tabernakulum - miejsce zupełnie nieosiągalne, prezbiterium, stało się nagle otwarte dla mnie, gdy na zakończenie roku katechetycznego w przedszkolu ksiądz wziął nas właśnie tam, blisko. Nie pamiętam, co mówiliśmy. Wiem jednak, że to było jedno wielkie patrzenie i jakiś lęk, ale bez strachu – tylko dlatego, że Bóg tu jest blisko, bliziutko… On, który jest Najważniejszy i który absolutnie wszystko może.
A potem to już zupełnie po swojemu tęskni się za spotkaniem z Nim. Po latach cisną się na usta w takich sytuacjach słowa: „Panie, do kogo pójdziemy?...”. I tak naprawdę to raczej nie ja przychodzę, ale Ty wychodzisz do mnie – Ty w Eucharystii, w rozdawanym Chlebie, Ty, który jesteś Życiem, Który Jesteś. I to jest piękne – być stworzeniem dotkniętym Twoją miłością. To często boli. Bo Ty teraz za mnie umierasz; teraz podczas Mszy świętej umierasz i zmartwychwstajesz. Dla mnie. Codziennie, zwyczajnie, być może na poplamionym obrusie ołtarza, w dłoniach takiego lub innego księdza chleb staje się Ciałem. Jesteś Tym, do którego zawsze można przyjść, Tym czekającym… Taki jesteś: pochylasz się nad słabością, nadłamanym, nikłym. Często mówisz: „Idź i nie grzesz więcej”. Próbuję jakoś Cię rozumieć i być taką, jaką chcesz mnie widzieć. Kocham Cię. Wbrew temu, co jest we mnie niejasne i poplątane, mówię Ci: „kocham”. Nie rozumiem, bo jak cię zrozumieć? Ale chcę być przy Tobie. Z Tobą. Sądzę, że tak samo kochasz Nikodema, który nie może pojąć, Natanaela, który kpiąco powątpiewa, Martę zbulwersowaną postawą Marii – oni są we mnie, pierwowzory moich zachowań, reakcji i postaw. Gdy z Tobą rozmawiam, myślę, że lubisz patrzeć mi w oczy, więc nie kryję twarzy przed Tobą. Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
Mój Chrystus. Mój Bóg. Ten z Pisma świętego, z Kościoła, z sakramentów, dogmatycznych tekstów i komentarzy, z modlitwy, z codzienności. Ten, który nad i pod chmurami. Ten w człowieczych naszych sercach.
Więc jeszcze dwugłos Świętych o Pięknym:
„Czuję, że nie ma ani jednej kropli krwi we mnie, która by nie płonęła miłością ku Tobie. O Piękności niestworzona, kto Ciebie raz pozna, ten nic innego kochać nie może. Czuję otchłań swej duszy bezdenną i nic jej nie wyrówna – jeno Bóg sam. Czuję, że tonę w Nim jako jedno ziarenko piasku w bezdennym oceanie.” (święta Faustyna, Dzienniczek)
i
„Późno Cię ukochałem, Piękności dawna i zawsze nowa! Późno Cię ukochałem! We mnie byłeś, ja zaś byłem na zewnątrz i na zewnątrz Cię poszukiwałem. Sam pełen brzydoty, biegłem za pięknem, które stworzyłeś. Byłeś ze mną, ale ja nie byłem z Tobą […]. Przemówiłeś, zawołałeś i pokonałeś moją głuchotę. Zajaśniałeś, Twoje światło usunęło moją ślepotę. Zapachniałeś wokoło, poczułem i chłonę Ciebie. Raz zakosztowałem, a oto łaknę i pragnę; dotknąłeś, a oto płonę pragnieniem Twojego pokoju” ( święty Augustyn, Wyznania).
Łaską jest, że mogę Wam głosić Boga, mówić dziś o moim Bogu.
Dziękując Trójjedynemu Bogu za miłość stwórczą, odkupieńczą i oblubieńczą, „nosząc was wszystkich w sercu jako tych, którzy uczestniczycie w udzielonej mi łasce”(Flp 1,7) modlę się za was – byście poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam (1J 4, 16).
s. Sara Łakoma OP