Majówka w Białej Niżnej
26 maja, 2020Bóg moim ideałem
4 czerwca, 2020Gdy pierwszy raz z życiu przejeżdżałam przez Sandomierz – w naprawdę odległej przeszłości – od razu zachwyciłam się tym miejscem. Wiedziałam o nim same ogólne informacje, jednak naoczne skonfrontowanie wiedzy z rzeczywistością przerosło moje oczekiwania. Zainteresowałam się wówczas tym miejscem również od strony historycznej. Dowiedziałam się, że dominikanie byli kiedyś w Sandomierzu, ale postać Sadoka i jego towarzyszy męczenników pozostawała dla mnie jedynie jako lakoniczna, krótka notka – bardziej legenda niż historia. Nie zatrzymywałam się przy niej dłużej.
Kiedy wstąpiłam do Zgromadzenia Sióstr św. Dominika historia sandomierskich dominikanów, a co za tym idzie i samej legendy, dotknęła mnie bardzo mocno w czasie nowicjatu. Było nam dane całą wspólnotą zwiedzać Sandomierz – już nie pamiętam przy jakiej okazji to było – ale doskonale pamiętam zdziwienie ludzi w tym mieście, kiedy 14 sióstr w kapach wędrowało przez starówkę. Wiał mocny wiatr a nasze kapy tworzyły ogromne półkola wokół każdej… Piękny widok! Wtedy to dane mi było raz jeszcze usłyszeć historię o Sadoku i jego współbraciach. Barwnie opowiedziana legenda zapadła głęboko w moją pamięć a mężna postawa braci zachwyciła bez reszty. Ponieważ w kalendarzu dominikańskim 2 czerwca obchodzimy wspomnienie bł. Sadoka i jego towarzyszy męczenników, chce Wam nieco przybliżyć wydarzenia, które miały miejsce na ziemi sandomierskiej a związane są z dominikanami.
Dominikanie zostali sprowadzeni do Sandomierza przez biskupa Iwo Odrowąża w 1226 r. Otrzymali od niego kościół św. Jakuba, położony na wzgórzu staromiejskim (świętojakubskim). Wzgórze to rozciągało się na południowy zachód od grodu i podgrodzia, oddzielone od niego szerokim wąwozem Piszczele. Samo przecięte było dwoma mniejszymi wąwozami: Świętopawelskim i Świętojakubskim, a od południowego zachodu ograniczone przez najgłębszy, dziś znany jako wąwóz Królowej Jadwigi. Kościół św. Jakuba pełnił funkcję kościoła parafialnego – gdy przybyli dominikanie parafię przeniesiono do kościoła św. Pawła po drugiej stronie wzgórza. Natomiast sam kościół św. Jakuba został zburzony a na jego miejsce dominikanie wybudowali swój kościół i klasztor. 1236 roku odbyła się tu kapituła prowincjalna dominikanów co sugeruje, że część zabudowań klasztornych musiała być już wzniesiona. Kościół dominikański w Sandomierzu dorównywał wielkością kościołowi dominikanów w Krakowie. Przed najazdem tatarskim istniał zatem zasadniczy zrąb budowli klasztornych i kościelnych. Osada staromiejska musiała stać się najpierw ofiarą napaści Tatarów. Był to bowiem obszar osadnictwa otwartego. Wprawdzie nie piszą o tym współczesne źródła, jednakże wiarygodną tradycję przekazał Jan Długosz. Potwierdziły ją też badania archeologiczne. Badania archeologiczne przeprowadzone na wzgórzu świętojakubskim stwierdziły we wszystkich budynkach mieszkalnych znaczne pozostałości spalenizny oraz liczne kości, a w jednym wypadku nawet grób masowy. Z kolei badania przy kościele św. Jakuba przyniosły odkrycie grobów zbiorowych ze szkieletami noszącymi ślady uszkodzeń bronią sieczną i grotami strzał. Groty zidentyfikowano jako typowo tatarskie. W znaleziskach odszukano ponadto liczne metalowe klamry przy szkieletach męskich, pochodzące prawdopodobnie od pasów habitowych zakonników dominikańskich. Miejsce pochówku zidentyfikowano jako krużganek klasztorny, pod którym i później chowano zmarłych braci, analogicznie jak to miało miejsce w Krakowie. Według tradycji klasztornej, zamordowanych dominikanów pochowano w trzech wspólnych mogiłach pod krużgankami: przy kapitularzu, przy kaplicy św. Walentego (dziś Różańcowej) i przy kaplicy św. Jacka. Przebadane zostały tylko dwa ostatnie miejsca. Według archeologów ludność miasta (w tym także dominikanie) została przez najeźdźców zaskoczona i wymordowana, zanim zdążyła się schronić w pobliskim grodzie.
Dość wcześnie wymordowaną przez Tatarów ludność otoczył kult, nadający jej znamiona męczeństwa. Mimo iż ściśle rzecz ujmując, ludzie ci nie byli męczennikami ponieważ nie ponieśli śmierci w obronie wiary, to jednak w średniowieczu każda niewinna śmierć chrześcijanina, zwłaszcza z rąk pogańskich, urastała do rangi męczeństwa. Najstarszy ślad o istnieniu odrębnego kultu męczenników dominikańskich znajduje się w „Liber beneficiorum” Jana Długosza. Pisze on o męczeństwie dominikanów sandomierskich i wspomina o liczbie pomordowanych zakonników w czasie najazdu (46) oraz, że zginęli śpiewając pieśń „Salve Regina”. Ostateczny kształt dominikańskiej legendzie o sandomierskich męczennikach nadał o. Abraham Bzowski w początkach XVII w. Jego opowieść o sandomierskim przeorze o imieniu Sadok, cudownej zapowiedzi śmierci, przemowie przeora do braci i schowanym w chórze zakonniku może być dobrze „owocem fantazji”, ale na pewno stanowi wyraz wiary i żywotności kultu sandomierskich męczenników. Poparty źródłem jest tylko wątek, który mówi, że zakonnicy ponieśli śmierć z rąk Tatarów z pieśnią z na ustach. W roku 1295 papież Bonifacy VIII polecił, aby 2 czerwca Kościół w Polsce obchodził pamiątkę męczenników sandomierskich, a Pius VII zezwolił całemu zakonowi kaznodziejskiemu odprawiać Mszę na uroczystość bł. Sadoka i jego towarzyszy. W XVII w. poprzez budowę kaplicy Męczenników przy kościele św. Jakuba, męczeńską śmierć ks. Rogali w trakcie najazdu Rakoczego, ogłoszenie listy zamordowanych zakonników i uzyskanie odpustu zupełnego dla sandomierskiego kościoła św. Jakuba, intensyfikuje się kult przeora i jego braci. Zebranie dowodów kultu, m. in. świadectwa pewnego Szweda zakwaterowanego w klasztorze o pojawiających się postaciach, relacji o śpiewach, światłach i innych zjawiskach nadprzyrodzonych, wpłynęło na beatyfikację Sadoka i 48 Męczenników Dominikańskich w 1807 r.
s. Terezja Magiera OP