Talenty puszczamy w obieg
1 lipca, 2020Naprawdę zwykli ludzie..
4 lipca, 2020Dziś obchodzimy rocznicę "duchowych narodzin" naszego Zgromadzenia. Publikujemy fragment książki ks. Jana Pałygi SAC "Światło i ciemność". Autor "przeprowadza w niej rozmowę" z Matką Kolumbą Białecką na podstawie tekstów źródłowych. Zobaczmy, jak mógł wyglądać dzień 2 lipca 1856 roku widziany oczami naszej Matki Założycielki...
Pragnienie życia zakonnego było ciągle żywe i coraz bardziej się potęgowało. Pozostawał problem, do jakiego zakonu Bóg mnie wzywa. Rożne myśli snuły mi się po głowie. Pociągało mnie życie w ścisłej klauzurze, ale myślałam też o siostrach Sacre Coeur, gdzie się kształciłam i gdzie rozwinęło się moje życie duchowe. Bliskie memu sercu były także siostry dominikanki.
Czy sprawę tę usiłowała Siostra sama rozwiązać, czy też czekała na znak Opatrzności?
Wiele modliłam się w tej sprawie, ale także radziłam się swego spowiednika, ojca Donata Piątkowskiego, który polecił mi, bym udała się do Krakowa i z bliska przyjrzała się życiu sióstr dominikanek klauzurowych. Wszystko już zostało zaplanowane, lecz na przeszkodzie stanęła choroba, tym razem mojej młodszej siostry. Zamiast do Krakowa pojechałam do rodzinnego domu w Jaśniszczach. Tam dotarła do mnie wieść, że do Podkamienia, mojej rodzinnej parafii, którą prowadzili ojcowie dominikanie, przyjeżdża przełożony generalny zakonu ojciec Wincenty Jandel. Wiadomość tę przysłał mi spowiednik. On też polecił mi, abym ojcu generałowi powiedziała o swoich zamiarach i rozterkach, gdy chodzi o wybór zakonu. Bardzo ucieszyłam się tą wiadomością i odebrałam ją jako znak Bożej Opatrzności. Muszę się z nim spotkać i przedstawić stan swojej duszy – mówiłam do siebie. Mało tego, postanowiłam także, że powiem mu o swoich tęsknotach i marzeniach, gdy chodzi o życie zakonne, a także, że pójdę ślepo za jego radą, jakby za głosem samego Boga.
Było to bardzo odważne, iście młodzieńcze postanowienie. A może stał za nim Pan Bóg? Dziwne są bowiem drogi Boże. Kim był ojciec Jandel? Niech Siostra powie o nim kilka słów.
Ojciec Jandel był stosunkowo młodym człowiekiem i świeżo wybranym generałem zakonu dominikańskiego. Był to człowiek światły i pobożny. Swoją gorliwością zwrócił na siebie uwagę ówczesnego papieża Piusa IX, który polecił mu odnowienie ducha zakonu kaznodziejskiego, czyli dominikanów. Z woli papieża trudny ten obowiązek pełnił przez dwadzieścia trzy lata, aż do swojej śmierci w 1872 roku. W takim też celu przyjechał do Galicji. Niestety, polscy dominikanie nie byli przychylni jego reformom. Tylko u niewielu spotkał się ze zrozumieniem. Dlatego też ojciec Jandel rozglądał się za ludźmi, którzy nadawaliby się do przeprowadzenia zamierzonej przez niego reformy, zarówno w męskiej, jak i żeńskiej gałęzi zakonu.
Skąd ojciec Jandel dowiedział się o Siostrze?
Podczas pobytu u ojców dominikanów we Lwowie powiedziano mu, że jest taka młoda dziewczyna, która poważnie myśli o wstąpieniu do jakiegoś klasztoru, ale nie wie, jaki zakon wybrać.
Jak doszło do tego spotkania, decydującego o całym życiu siostry? Kiedy to było?
Dnia 2 lipca 1856 roku, wczesnym rankiem, po deszczu, który padał całą noc, w towarzystwie mojej starszej siostry Marii, udałam się do Podkamienia oddalonego o kilka kilometrów od Jaśniszcz. Byłam głęboko przekonana, że tam, gdzie wcześniej u stóp Matki Boskiej, złożyłam ślub wstąpienia do zakonu, rozstrzygnie się sprawa mego powołania. Punktualnie o wyznaczonej godzinie zjawiłam się w zakrystii kościoła w Podkamieniu. Podczas oczekiwania na przyjście ojca generała, serce waliło mi jak młotem, a umysł podsuwał różne scenariusze tego, co mogło się stać, nerwy powiększały jeszcze napięcie. Byłam jednak pewna, że ta rozmowa zdecyduje o moim przyszłym losie. Gdy ojciec generał stanął przede mną dygnęłam jak przystało na dziewczynę z dobrego polskiego domu, a równocześnie spłynął na mnie tak wielki spokój, że mogłam bez większych kłopotów, w sposób rzeczowy, przedstawić sprawy swojego powołania.
Jak przebiegało to spotkanie?
Po wymianie konwencjonalnych zdań, jakie w owych czasach obowiązywały przy tego rodzaju spotkaniach, ojciec generał, uśmiechając się powiedział:
- Wiele dobrego słyszałem o tobie, moje dziecko.
- Ojciec generał jest bardzo miły dla mnie – odpowiedziałam, lekko się rumieniąc.
- Słyszałem, że chcesz się poświęcić Bogu i szukasz sposobu, w jaki to zrobić. Powiedz mi coś więcej na temat swego przeświadczenia, że Bóg wzywa cię do swojej służby.
- Od najmłodszych lat lubiłam się modlić – rozpoczęłam swoją wypowiedź. Gdy podrosłam, nie interesowały mnie bale, wojaże zagraniczne, a tym bardziej kandydaci do mojej ręki. Zmarły ojciec bardzo chciał, bym została w domu. Przez długi czas nie wyrażał zgody na realizację mojego pragnienia, a zgodził się dopiero wtedy, gdy ciężko zachorowałam i groziła mi śmierć.
- Na co chorowałaś? – zapytał generał?
- To była gruźlica, ale Bogu dzięki wróciłam do zdrowia.
- Mów dalej o swoim powołaniu.
- Wraz z latami narastało we mnie przekonanie, że moje życie winno się spełnić w klasztorze, tym bardziej, że bardzo mnie pociągała modlitwa i żywy kontakt z Bogiem...
- O jakim klasztorze myślałaś? – zapytał generał i głęboko spojrzał mi w oczy.
- To mój wielki problem. Wiem, że Bóg mnie wzywa do swojej służby. W tej sprawie nie mam żadnej wątpliwości. Nie wiem tylko, czy moje życie ma się spełnić w klasztorze kontemplacyjnym, czy w jakimś zgromadzeniu czynnym? Bardzo pociąga mnie modlitwa, duch skupienia i całkowite odcięcie się od świata. Z drugiej jednak strony serce mi mówi, że tyle jest cierpienia i niedoli na świecie, tylu ludzi starszych i dzieci potrzebujących pomocy. Tak bardzo chciałabym, choć w niewielkiej części, temu zaradzić.
Muszę księdzu powiedzieć, że gdy mówiłam o swoich pragnieniach, jakbym zapomniała, że mówię do generalnego przełożonego wielkiego zakonu. Mówiłam to, co dyktowało mi serce, co czułam od najmłodszych lat i uznawałam za swoje i niezwykle ważne. A marzyłam o tym, by nie było dzieci głodnych, by umiały czytać i pisać, by było mniej ciemnoty na wsi, by nie było tak strasznej nierówności społecznej, która doprowadziła do rewolty chłopskiej, której efektem była krew, cierpienie i łzy.
Jak generał odbierał Siostry wyznania?
Trudno mi powiedzieć, ale wydawało mi się wtedy, że słuchał mnie ze wzruszeniem. Czułam też, że uważnie mi się przyglądał i analizował, czy nie ma w mojej wypowiedzi jakiejś fałszywej nuty. Czy nie mówiłam czegoś dla zrobienia na nim dobrego wrażenia? Czy wypowiadane słowa wyrażały moją wewnętrzną prawdę? Czy za wypowiedziami kryło się, chociaż jeszcze bardzo krótkie, ale całe moje życie? W końcu poprosiłam ojca generała o radę: Co mam robić? Jak pokierować swoim życiem? Jaki wybrać zakon? Niech mi ojciec generał pomoże podjąć decyzję.
Co ojciec Jandel na to?
Powiedział: Dobrze. Pomogę ci, ale ostrzegam, że to będzie wymagało od ciebie ofiary. Gdy usłyszałam te słowa, nawet nie drgnęłam – byłam gotowa na wszystko.
Z tego, co napisano na temat waszego spotkania wynika, że ojciec Jandel szybko zorientował się, że ma przed sobą dziewczynę bardzo inteligentną, wrażliwą, o czystej duszy i zdecydowanej postawie. Podobno powiedział w duchu sam do siebie: Tak, to jest właśnie to. Chyba sam Pan Bóg mi ją dał, no, może na interwencję św. Dominika i uśmiechnął się na tę myśl. Ta dziewczyna stanowi znakomity materiał na założycielkę odnowionego Trzeciego Zakonu Dominikańskiego. Posiada jasny umysł, duże zdecydowanie, żarliwość o sprawy Boże i to, co jest niezwykle ważne: rzadki dar oddziaływania na innych, a także umiejętność panowania nad sobą w kontaktach międzyludzkich. Jest to szczególnie potrzebne w zakonach żeńskich, gdzie tak łatwo o napięcia i niepokoje. Poza tym, to co mówi, jak na młodą dziewczynę, jest bardzo przekonywujące – rozumował. Ponadto – snuł swoją myśl – wzbudza zaufanie.
W kronikach pisze się wiele różnych rzeczy, jakże czasem mało prawdopodobnych.
Co było dalej?
Po chwili milczenia ojciec Jandel powiedział głośno, patrząc przed siebie: Bogu niech będą dzięki. Spojrzałam na niego, nie widząc za co generał dziękuje Bogu. Dopiero przy pożegnaniu uświadomiłam sobie, że miało to jakiś związek ze mną. Patrząc na niego zadawałam sobie pytanie: O czym on myśli? Co postanowi? Jakie będą moje losy? Po krótkiej przerwie, która dla mnie trwała całą wieczność ojciec Jandel powiedział: Moje dziecko. W oparciu o to, co mówiłaś oraz po modlitwie do Ducha Świętego, w której prosiłem o światło w twojej sprawie, doszedłem do wniosku, że bardzo kochasz Boga i biedny polski lud. Chciałabyś coś zrobić dla niego, ulżyć jego doli, nauczyć dzieci czytać i pisać, zaopiekować się chorymi i ubogimi. Dlatego uważam, że Bóg bardziej posyła cię do zakonu czynnego niż kontemplacyjnego. Gdy usłyszałam te słowa, pochyliłam głowę, powiedziałam głośno i wyraźnie: Niech się dzieje wola Boża.
Ojciec Jandel ciągnął dalej: Dlatego polecam ci, byś udała się do Nancy w Lotaryngii, gdzie od kilku lat istnieje klasztor Trzeciego Zakonu Dominikańskiego, w którym wiernie przestrzega się zakonnych reguł. Tam odbędziesz nowicjat. Po tym zobaczymy, jaka będzie wola Boża. Nie obiecuję ci powrotu do Polski, nie obiecuję łatwego życia. Być może będzie ono naznaczone cierpieniem. Ale wierzę głęboko, że jeżeli przyjdzie na ciebie cierpienie, to będzie ono dla sprawy Bożej.
Wypowiadając te słowa generał bacznie mi się przyglądał. Chciał się chyba zorientować, jaka będzie moja reakcja. Czy będę miała tyle siły, by opuścić kraj i rozstać się z rodziną; znał bowiem przywiązanie Polaków do rodzinnych stron. Ale nie koniec na tym. Badając powołanie pytał dalej: Czy jesteś gotowa na całopalną ofiarę, także i z tego, co ci jest bliskie i co kochasz, jak: rodzina i Ojczyzna? Czy jesteś gotowa złożyć śluby zakonne bez oglądania się wstecz, z gotowością na wszystko, czego od ciebie zażąda Bóg?
Słuchałam jego słów z wypiekami na twarzy, ale spokojnie odpowiedziałam: Tak, jestem gotowa. To był decydujący moment w moim życiu. Moje pierwsze „tak” powiedziane Bogu. „Tak” na wszystko, co mogło się zdarzyć, co będzie mnie czekało w przyszłości.