Bóg moim ideałem
4 czerwca, 2020Wybrać drogę – s. Felicyta
7 stycznia, 2021Kiedy myślę o powołaniu, widzę jego początek. Widzę Boga, który pierwszy mnie zobaczył, zanim zaistniałam. Dalej, myślę o chrzcie świętym, kiedy to rzeczywiście stałam się Jego dzieckiem, kiedy otrzymałam łaskę wiary. Tak naprawdę wtedy zaczęło się moje powołanie, a późniejsze zdarzenia są jego konsekwencją. Jak to było?
Dziękuję Panu Bogu za moich Rodziców, za to, że nauczyli mnie, że On jest Pierwszy. Mimo, że wychowałam się w wierzącej rodzinie, jako dziecko wcale nie myślałam o tym, by być siostrą zakonną. Nie byłam specjalnie pobożna. Pamiętam, jak w jakieś święto cała moja rodzina przygotowywała się do wyjścia na Mszę, a ja powiedziałam mamie, że nie idę do kościoła. Mama powiedziała: dobrze, i poszli, a mi było głupio, bo wiedziałam, że było mamie przykro. I tak z jednej strony nudziłam się na Mszach św., a z drugiej interesowałam się sprawami wiary, chętnie uczestniczyłam w katechezie, szkolnych rekolekcjach. Nie zapomnę dwóch ważnych momentów w moim życiu. Pierwszym z nich był ten, w którym zdałam sobie sprawę z tego, że Bóg jest bardzo, bardzo dobry i że mnie kocha – i ja też Go pokochałam. I już wiedziałam, że mogę żyć tylko dla Niego. Poznałam siostry Klaryski od Wieczystej Adoracji. W ich kaplicy uczyłam się być z Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Zresztą nadal się tego uczę. Potem w Taize dowiedziałam się, że Pan ma dla mnie scenariusz na życie i to najlepszy z możliwych i że jednym ze sposobów odkrycia woli Bożej jest uważne wpatrywanie się na modlitwie w najgłębsze pragnienie serca. Wiele się wydarzyło. Poznając siebie, widziałam dary, które Bóg we mnie złożył, ale nie dla mnie, lecz dla innych. I już wiedziałam, że nie mogę być siostrą klauzurową. Wierzcie mi, to bardzo długo trwało. Drugi moment, to ten, kiedy przyjęta na pierwszy rok studiów, pytałam Boga: gdzie mam pójść? I odpowiedziałam sobie: chcę być dominikanką! To było tak nagłe, niespodziewane i tak oczywiste! Siostry znałam ze szkoły, ale o duchowości nie wiedziałam prawie nic. Zakochana w św. Franciszku z Asyżu, wręcz nie lubiłam św. Dominika, a o Matce Kolumbie Białeckiej nawet nie słyszałam. Przez cały pierwszy rok studiów poznawałam św. Dominika i jego duchowość; duchowość pokochałam. Na drugim roku przyjechałam do Krakowa, aby przekonać się, czy to aby na pewno mój dom. I rzeczywiście, poczułam, że jestem w domu, na swoim miejscu.
Co na to bliscy? Początkowo trudno było przyjąć moim Rodzicom decyzję o przerwaniu studiów i wstąpieniu do Zgromadzenia, jednak potem bardzo mi pomogli, i wciąż wspierają mnie w powołaniu. Jestem im za to bardzo wdzięczna.
Wygląda na to, że wszystko poszło bardzo gładko. Nie. Z jednej strony bardzo pragnęłam wstąpić do Zgromadzenia, czułam się przynaglona, a z drugiej ciężko mi było zostawić studia (chciałam zdawać na drugi kierunek). Trudnym też było zostawić przyjaciół, poza tym bałam się: jak to będzie? czy podołam? czy to nie pomyłka? Kłóciłam się z Panem Bogiem, że to nierozsądne, że powinnam najpierw skończyć studia, zdobyć zawód…, a On, przez swoje Słowo, zdarzenia, ludzi obalał wszystkie moje argumenty i musiałam się poddać. To było trudne… i jednocześnie piękne.
Codziennie dziękuję za dar powołania i proszę o łaskę wytrwania. I was też proszę o modlitwę, bo przecież „nosimy skarb w glinianych naczyniach”. Na koniec mam dla Was słowa Jana Pawła II, bardzo ważne dla mnie samej: „Nie bójcie się żyć dla Miłości! DLA TEJ MIŁOŚCI warto żyć”!
s. Wojciecha Tarnawska OP