IV Niedziela Wielkanocna – rok C
8 maja, 2022VI Niedziela Wielkanocna – rok C
21 maja, 2022IV Niedziela Wielkanocna – rok C
8 maja, 2022VI Niedziela Wielkanocna – rok C
21 maja, 2022s. Rozalia Grzelak OP
Dz 14,21b-27
Ps 145
Ap 21,1-5a
J 13,31-33a.34-35
„Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami.” Takimi słowami Jezus zwraca się do Apostołów, zanim wyszedł z nimi do Ogrójca. Tam, w swej agonalnej rozmowie z Ojcem, krzepi swe serce przed pojmaniem i męką. Gdybym była na Jego miejscu i wiedziała jakie cierpienie mnie czeka, o czym był myślała? Co chciałabym przekazać innym? Co zapisałabym w swoim testamencie? Jak chciałabym, by mnie zapamiętano? Może szukałabym współczucia u bliskich, słów otuchy, a może zapewnienia, że jakoś się z tego wykręcę? Czy raczej starałabym się przekazać jakieś nadzwyczajne mądrości poparte autorytetami, tak odkrywcze, że zapamiętano by je przez wieki? A może, w wielkim strachu przed cierpieniem, schowałabym się przed bliskimi, aby nikt nie mógł widzieć mojej słabości, lęku i obaw? Nie mam pojęcia, jakby to było, gdybym stała w obliczu cierpienia, tym bardziej dobrowolnego. Zadziwia mnie postawa Jezusa. Bóg-Człowiek, w ostatnim spotkaniu ze swoimi przyjaciółmi, powtarza Swoją najważniejszą naukę – jakże prostą, a jednak często lekceważoną: „«Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie.»” (J 13, 31).
Nasuwa się kolejne pytanie: co znaczy miłować jak Jezus? Czy muszę być gotowa oddać życie za przyjaciół? Czy musze heroicznie przebaczać nieprzyjaciołom? Czy muszę pozwolić na to, by mnie niszczono – chroniąc przez to bezbronnych, wyższe wartości, uczynione dobro? Co muszę zrobić? Otóż nie muszę! Jezus nie dał nam prawa, do którego chciałby nas zmusić – wręcz przeciwnie, przyszedł na świat, abyśmy mieli „życie i to życie w obfitości” (J 10, 10). On sam nie był zmuszony do przyjęcia krzyża lecz przyjął go dobrowolnie, kierowany miłością do nas. Zatem nie wyrzucajmy sobie, że nie stać nas na coraz większe poświęcenie, które z czasem jest ponad nasze siły. Ufajmy, że nie niesiemy swego krzyża sami, bo Jezus nas miłuje i dźwiga go razem z nami, dając moc i wytrwanie.
W Apokalipsie według św. Jana, zawarty jest opis Bożego zachowania w Niebie, wzór do naśladowania dla tych, którzy uczą się miłować, tak jak sami zostali umiłowani: „Usłyszałem też potężny głos rozlegający się od tronu: «Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie „Bogiem z nimi”. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły».” (Ap 21, 3-5a) Bóg staje wobec naszego cierpienia w gotowości niesienia pomocy, towarzyszy nam, pociesza, ociera łzy, dodaje sił i obdarza nowym życiem. To znaczy właśnie miłować jak On: nie uciekać od tych, którzy cierpią, nie odwracać oczu od tych, którzy popadli w grzech, nie unikać tych, którzy stają się bezradni wobec swoich słabości – trwać, ocierając z ich oczu wszelką łzę.
Ps 145
Ap 21,1-5a
J 13,31-33a.34-35
„Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami.” Takimi słowami Jezus zwraca się do Apostołów, zanim wyszedł z nimi do Ogrójca. Tam, w swej agonalnej rozmowie z Ojcem, krzepi swe serce przed pojmaniem i męką. Gdybym była na Jego miejscu i wiedziała jakie cierpienie mnie czeka, o czym był myślała? Co chciałabym przekazać innym? Co zapisałabym w swoim testamencie? Jak chciałabym, by mnie zapamiętano? Może szukałabym współczucia u bliskich, słów otuchy, a może zapewnienia, że jakoś się z tego wykręcę? Czy raczej starałabym się przekazać jakieś nadzwyczajne mądrości poparte autorytetami, tak odkrywcze, że zapamiętano by je przez wieki? A może, w wielkim strachu przed cierpieniem, schowałabym się przed bliskimi, aby nikt nie mógł widzieć mojej słabości, lęku i obaw? Nie mam pojęcia, jakby to było, gdybym stała w obliczu cierpienia, tym bardziej dobrowolnego. Zadziwia mnie postawa Jezusa. Bóg-Człowiek, w ostatnim spotkaniu ze swoimi przyjaciółmi, powtarza Swoją najważniejszą naukę – jakże prostą, a jednak często lekceważoną: „«Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie.»” (J 13, 31).
Nasuwa się kolejne pytanie: co znaczy miłować jak Jezus? Czy muszę być gotowa oddać życie za przyjaciół? Czy musze heroicznie przebaczać nieprzyjaciołom? Czy muszę pozwolić na to, by mnie niszczono – chroniąc przez to bezbronnych, wyższe wartości, uczynione dobro? Co muszę zrobić? Otóż nie muszę! Jezus nie dał nam prawa, do którego chciałby nas zmusić – wręcz przeciwnie, przyszedł na świat, abyśmy mieli „życie i to życie w obfitości” (J 10, 10). On sam nie był zmuszony do przyjęcia krzyża lecz przyjął go dobrowolnie, kierowany miłością do nas. Zatem nie wyrzucajmy sobie, że nie stać nas na coraz większe poświęcenie, które z czasem jest ponad nasze siły. Ufajmy, że nie niesiemy swego krzyża sami, bo Jezus nas miłuje i dźwiga go razem z nami, dając moc i wytrwanie.
W Apokalipsie według św. Jana, zawarty jest opis Bożego zachowania w Niebie, wzór do naśladowania dla tych, którzy uczą się miłować, tak jak sami zostali umiłowani: „Usłyszałem też potężny głos rozlegający się od tronu: «Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie „Bogiem z nimi”. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły».” (Ap 21, 3-5a) Bóg staje wobec naszego cierpienia w gotowości niesienia pomocy, towarzyszy nam, pociesza, ociera łzy, dodaje sił i obdarza nowym życiem. To znaczy właśnie miłować jak On: nie uciekać od tych, którzy cierpią, nie odwracać oczu od tych, którzy popadli w grzech, nie unikać tych, którzy stają się bezradni wobec swoich słabości – trwać, ocierając z ich oczu wszelką łzę.