O pierwszej Dominikance [FILM]
23 sierpnia, 2024Zmarła s. Marcjanna
6 października, 2024Moja przygoda z osobami w kryzysie bezdomności rozpoczęła się z początkiem mojej pracy w parafii
św. Mikołaja w Gdańsku. Trójmiasto to jedna z metropolii z największą liczbą bezdomnych.
W drodze do pracy i z pracy spotykałam wiele bezdomnych osób, które kiedy byłam w zasięgu ich wzroku, podchodziły i prosiły o wsparcie finansowe. Czasami, jak widziałam, że ktoś jest wyziębiony, to kupiłam gorący napój lub zupę. Nie było to jednak często. Po kilku tygodniach osoby te zaczęły mnie irytować z tą łapanką w celu wymuszania pieniędzy. Zadawałam sobie pytanie, dlaczego Pan Bóg stawia tych ludzi na mojej drodze. Zaczęłam ich unikać, uciekać przed nimi. Nie było łatwe: biały habit można dostrzec z daleka.
Kiedy to nie skutkowało i nadal prosili o pieniądze, to proponowałam: „Chcesz, pomodlę się za ciebie?” Czasami to skutkowało a czasami nie. W tych osobach widziałam to, co rzuca się w oczy: alkoholizmi bezdomność. Nie wnikałam w ich przeszłość. Nie chciałam z nimi rozmawiać. Nie znosiłam wyziewu alkoholowego. Wiedziałam, że ja nie rozwiążę ich problemu, sponsorując im piwo pod przykrywką jedzenia. Wiedziałam, że aby zdobyć jakiś grosz, będą wymyślać różne przekonujące historyjki. Więc ich omijałam, ale też i modliłam się za nich.
Po pewnym czasie uciekania przed nimi zaczęłam z nimi rozmawiać, powoli poznawać historie ich życia, trudności, powody uzależnień i bezdomności, ich niemoc, a przede wszystkim ich cierpienie rozłąki z najbliższymi. W perspektywie tych historii, moje spojrzenie na kryzys bezdomności i alkoholizmu powoli się zmieniało. To byli ludzie chorzy, bez motywacji i nadziei na poprawę życia, aczkolwiek wyrażali wolę wyjścia z tego kryzysu. Nie wiedzieli jednak w jaki sposób. Nie było to dla nich łatwe, aby porzucić schematy życia na ulicy i uczyć się nowych zasad życia w społeczeństwie. Pojedynczo na ulicy się nie przetrwa. Aby przetrwać, tworzyli pewne grupy wzajemnego wsparcia o bezpieczne przetrwanie na ulicy, handel zdobyczami a wszystko po to, aby koić swoje dramaty.
Zaczęłam spontanicznie organizować im odzież, którą sponsorowali moi przyjaciele. Poznawałam coraz więcej kobiet i mężczyzn w kryzysie bezdomności. Nie byliśmy już dla siebie obcymi ludźmi. Mniej było wymuszania pieniędzy, a więcej rozmów oraz ich wdzięczność, a także pozdrowienia chrześcijańskie.
Po dwóch latach spontanicznej pomocy z s. Bolesławą, spotkałam Piotra Połońskiego, który pracował w noclegowni brata Alberta, a który również pomagał ludziom ulicy. Miał on wielkie pragnienie zorganizowania mobilnych kabin prysznicowych, aby pomagać bezdomnym, odzyskiwać ich godność ludzką, a także godność dziecka Bożego.
Z pomocą Bożą i dobrych ludzi założył w sierpniu 2022 r. tzw. „Boski Prysznic”, mobilna łaźnia służąca przywracaniu wiary i godności. S. Bolesława i ja dołączyłyśmy do tej inicjatywy pomocy ludziom ulicy.
Pierwsza stacja mobilnej łaźni została przyjęta przez Księdza Proboszcza parafii pw. św. Franciszka – Jacka T., który udostępnił plac w celu podłączenia się pod wodę do kabin prysznicowych, a także sponsoruje zupę. Ustalono, że czwartki będą dedykowane mężczyznom przy parafii pw. św. Franciszka, a wtorki kobietom przy parafii pw. św. Alberta.
W pierwszy dzień kąpieli przyszło ok. 15 osób. Była herbata, kawa, trochę słodyczy (po 2 ciastka). Nic więcej nie mieliśmy. Były rozmowy, wspólna modlitwa, rozdawanie różańców czy medalików. Osoby, które skorzystały z prysznica i golenia wychodziły z kabiny nie do poznania, z wielkim uśmiechem i wdzięcznością.
Od tamtej pory, pomagałam jako woluntariuszka, najpierw przy wydawaniu gorących napoi, później zupy, w międzyczasie były rozmowy i słuchanie historii ich życia, pomoc w przygotowaniu do sakramentu pokuty, a na końcu (po warsztatach leczenia ran) pomoc przedmedyczna, szczególnie opatrywanie ran. W tym roku mija 2 lata od założenia „Boskiego Prysznica”. W ciągu tego czasu Pan Bóg i dobrzy ludzie przyczynili się do wzrostu tego dzieła. Powstała druga dwukomorowa mobilna kabina prysznicowa, zwiększyła się liczba wolontariuszy oraz ofiarodawców.
Celem „Boskiego Prysznica” nie jest tylko pomoc materialna. Ona jest środkiem. Owszem, osoba korzystająca z pomocy Boskiego Prysznica, otrzymuje pełen zakres pielęgnacyjny związany z myciem, goleniem, strzyżeniem, pomocą przedmedyczną, nową odzieżą i obuwiem. Celem jednak jest pomoc w spotkaniu z Jezusem lub odnowienie z Nim relacji, której początkiem jest wspólna modlitwa, rachunek sumienia i spowiedź, uczestnictwo we Mszy św. specjalnie dla nich zorganizowanej oraz dla chętnych uczestnictwo w rekolekcjach. To wszystko dokonuje się stopniowo, na naszych oczach przy wsparciu kapłanów i woluntariuszy, którego opiekunem duchowym jest jałmużnik biskupi ks. Damian Trzebiatowski.
Kiedy pomagamy potrzebującym, odsłaniają oni swoje prawdziwe oblicze, które często ukryte jest pod warstwą zaniedbania i bezradności. Pochylamy się nad biedą, nie tylko fizyczną, ale również duchową. To jest cel „Prysznica” obfitość strumieni i duchowych i podstawowych materialnych potrzeb. Nigdy nie wiadomo, który z tych strumieni dotknie i obmyje zagubionego brata i siostrę ulicy.
Dlatego, zanim wolontariusze przyjdą na posługę, zalecane jest przez jego Fundatora Piotra P., aby być w stanie łaski uświęcającej, po adoracji Najświętszego Sakramentu. „Bądźmy radośni, wychodzimy do ludzi z miłością, mówimy z miłością, rozmawiamy z miłością, wszystko robimy z miłością, bo gospodarz spotkania to Jezus Chrystus, który jest miłością. Nie bójcie się mówić o Jezusie. Po to jesteśmy. Starajmy się więcej czasu spędzać na indywidualne spotkania z braćmi ulicy, pamiętajmy, aby wypełniała nas modlitwa, która poszerza przestrzeń do zamieszkania w nas miłości, towarzyszymy — nie pouczamy, nie moralizujemy; istotą dobrej pomocy jest nieprzekraczanie granic naszych kompetencji. Naszą misją jest ulica nie Indie czy Madagaskar. Często są to pierwsze kroki wejścia do kościoła, takie przedszkole, więc niech w nas nie rodzi zgorszenia taniec, śpiew czy muzyka. Pamiętajmy, że nie są to ludzie po ignacjańskich rekolekcjach. Niech oni się dobrze z nami poczują. Dajmy się prowadzić Duchowi Świętemu do konkretnego człowieka”. To jest właśnie kodeks woluntariusza w „Boskim Prysznicu”.
Bycie świadkiem stopniowej przemiany, zdobywania ich zaufania, wychodzenia z nałogu i bezdomności, wysłuchania ich bolesnej i pokiereszowanej historii życia, jest doświadczeniem ich potrzeby – naszego wsparcia, jest doświadczeniem cierpiącego Chrystusa, wołającego o wyjście spoza murów kościelnych, pochylenia się nad ich biedą, traktowania z godnością i trwania z tymi, których z kościoła się wygania z powodu być może niemiłego zapachu. Wielu z nich przez wiele lat nie uczestniczyło w Eucharystii. Nie mogli tam wejść nieumyci, nieogoleni i pachnący inaczej.
W miarę wzrostu potrzeb wzrasta miara pomagających. Obecnie z Boskiego Prysznicu korzysta pomiędzy 150-250 potrzebujących. Każdego historia jest inna. Są wśród nich między innymi artyści, budowniczowie, mechanicy, weterani wojskowi, biznesmeni. Nikt z nich nie planował bezdomności. Alkoholizm to efekt bezradności i nieumiejętności poradzenia sobie z kryzysem. A później, to już coraz trudniej.
Także ludzie ulicy w kontakcie i doświadczeniu życzliwości wolontariuszy przemieniają swoje życie, przychodzą, ponieważ są traktowani z szacunkiem, ktoś rozmawia z nimi przyjaźnie i bez osądu, przychodzą, bo czują tutaj miłość i Boga, uczą się modlić, spotykać i rozmawiać życzliwie z innymi ludźmi ulicy.
Może zrodzić się pytanie: czy my nie pomagamy im brnąć dalej w kryzys?
Wiadomo, nie wszystkim się pomoże. Tym, którzy chcą i mają wolę zmiany życia, pomagamy. Nic na siłę. Każdy ma swój czas. Nie wszyscy otrzymują kąpiel, nie wszyscy są ogoleni i ostrzyżeni, nie wszystkim opatruje się rany, nie wszyscy otrzymują świeże ubranie. Staramy się mobilizować ich, aby przychodząc do nas, uczyli się również szanować zasady, które panują w Boskim Prysznicu.
„Nie przychodź, jeśli: jesteś pijany, agresywny, masz przy sobie alkohol, nie chcesz szanować naszych zasad, nie chcesz się z nami modlić, nie chcesz być na fotografii w Internecie”. Takim proponuje się opuszczenie miejsca do czasu, aż zrozumieją, że nasza posługa nie polega na wypełnianiu ich żądań.
Wiemy, że handlują tym, co mogliby zdobyć u nas za darmo. Dlatego, jeśli ktoś potrzebuje kąpieli, wtedy wszystko, co potrzebujący miał wcześniej na sobie, zostaje umieszczone w worku i przekazane do utylizacji, a wtedy otrzymuje nowe na zmianę. Nic nie dajemy na wynos. Natomiast każdy może otrzymać zupę, kawę lub herbatę, kanapkę oraz grillowana kiełbaskę. Nikomu nie odmawiamy posiłku, chyba że wykazuje agresję wobec innych.
Przez dwa lata, wielu Braci i Sióstr z ulicy, dzięki współpracy z Bożą łaską, rozpoczęło nowe życie. Chcieli wrócić z ulicy, poprosili o pomoc, skorzystali z niej, współpracując z nami, mają gdzie mieszkać i pracują, modlą się, uczestniczą w rekolekcjach i cieszą się życiem, choć nie jest to dla nich jeszcze takie proste. Teraz przychodzą, aby pomagać innym w „Boskim Prysznicu”.
Nigdy nie wiadomo kiedy i przez kogo, strumień Boskiego Prysznica obmyje zadawnione rany.
s. Joachima Celińska OP