- Salve Regina, Mater Misericordiae… - zaintonowała siostra Julia antyfonę do Matki Bożej. Było już dawno po komplecie i do okien zaglądała parna, lipcowa noc. Siostry wiedziały, że zebrały się w kaplicy, bo wydarzyło się coś wyjątkowego.
Vita dulcedo et spes nostra, salve…
Śpiewały ściszonym głosem, a jednak ten śpiew pozbawionych habitu i klasztoru dominikanek był jak krzyk.
Ad Te clamamus, exules, filii Hevae…
Śpiewały w imieniu wszystkich aresztowanych polskich księży i zakonników. Osieroconych dzieci. Żon, którym odebrano mężów. Chłopców i dziewcząt skazanych na śmierć za to, że mieli czelność bronić własnej ojczyzny w beznadziejnej walce. Śpiewały w imieniu tych, którzy zwątpili w Boga. Śpiewały w imieniu Żydów. Współpracujących z okupantem Litwinów. Śpiewały w imieniu niemieckich oprawców.
Ad Te suspiramus, gementes et flentes in hoc lacrimarum valle…
Śpiew wybrzmiał, a po nim zapadła porażająca cisza.
- Siostro Julio, co się stało? – spytała z niepokojem siostra Konstancja.
- Aresztowano Stefana i panią Zdanowiczową, a także Basię i jej koleżanki. Zdekonspirowano ich lokal legalizacyjny. Wszystko w ciągu jednej godziny.
- Jezu miłosierny!
- Pozostaje tylko modlitwa – powiedziała spokojnie siostra Julia - Jesteśmy bezradne wobec zła. I możemy oddać Bogu tylko tę naszą bezradność…
Rozmowę przerwał łomot. Siostry poderwały się z klęczek.
- Otwierać! Polnische Banditen! Schneller!
A więc to już. Zamarły, jakby rozpaczliwie uchwyciły się wiary, że ta nocna wizyta to jakieś nieporozumienie. Że gestapo pomyliło adres. Siostra Julia powoli skierowała się w stronę drzwi wejściowych na kapelanię. Kilkanaście kroków, jakie miała pokonać, wydawały się drogą bez końca. Łomot był coraz głośniejszy. W powietrze padło kilka strzałów. Siostra Dominika poderwała się z miejsca i pobiegła do pokoju, gdzie stało jej łóżko. Dziennik! Nie mogą go znaleźć. Przyciskając do piersi kajet, wymknęła się korytarzem do kuchni, gdzie były tylne drzwi od podwórka, ale stamtąd też było słychać jakieś głosy. Wbiegła na strych. Uchyliła małe okienko i wyrzuciła zeszyt. Opadł miękko w trawę, wydając cichy odgłos, prawie niesłyszalny w hałasie, jaki powstał na dole. Przez chwilę siostra Dominika zawahała się. Była drobna i szczupła. Z łatwością przecisnęłaby się przez małe okienko na strychu… CZY I TY CHCESZ ODEJŚĆ? – usłyszała głos tak wyraźny, jak gdyby Ktoś stał za nią i dotykał jej ramienia. Ktoś nieuchwytny, a przecież tak bliski jak nigdy. Zeszła powoli na dół. Przełożona stała przy drzwiach wejściowych, a za nią siostra Konstancja i Helena.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – powiedziała siostra Julia patrząc bez cienia lęku na dwóch butnych Niemców i towarzyszących im dwóch przedstawicieli Saugumy o tępym spojrzeniu.
- Jesteście oskarżone o kontakty z polskimi partyzantami i działalność polityczną! – padły słowa, które równie dobrze mogły znaczyć wszystko, jak nic – Jedziemy do więzienia na Łukiszkach.
Wychodząc z kapelanii, siostra Julia zatrzymała się jeszcze przez chwilę. Chciała się pożegnać z miejscem, które nie było jedynie zwykłym schronieniem. Zostawiła tu kawałek duszy.
- Szybciej, świnio! – wrzasnął szaulis. Cios, jaki dostała siostra Julia w plecy kolbą od karabinu, zwalił ją na ziemię. Zaraz jednak potężna dłoń złapała ją za włosy i z całej siły podniosła.
Po chwili dwie dorożki ruszyły w stronę Placu Łukiskiego. I tylko uchylone drzwi od pustej kapelanii wizytek płakały, trącane letnim wiatrem. Zbierało się na nocną burzę.
(fragment powieści "Niebo w kolorze popiołu" autorstwa siostry Benedykty Baumann OP. Całość ukaże się nakładem Wydawnictwa Edycja świętego Pawła)
Vita dulcedo et spes nostra, salve…
Śpiewały ściszonym głosem, a jednak ten śpiew pozbawionych habitu i klasztoru dominikanek był jak krzyk.
Ad Te clamamus, exules, filii Hevae…
Śpiewały w imieniu wszystkich aresztowanych polskich księży i zakonników. Osieroconych dzieci. Żon, którym odebrano mężów. Chłopców i dziewcząt skazanych na śmierć za to, że mieli czelność bronić własnej ojczyzny w beznadziejnej walce. Śpiewały w imieniu tych, którzy zwątpili w Boga. Śpiewały w imieniu Żydów. Współpracujących z okupantem Litwinów. Śpiewały w imieniu niemieckich oprawców.
Ad Te suspiramus, gementes et flentes in hoc lacrimarum valle…
Śpiew wybrzmiał, a po nim zapadła porażająca cisza.
- Siostro Julio, co się stało? – spytała z niepokojem siostra Konstancja.
- Aresztowano Stefana i panią Zdanowiczową, a także Basię i jej koleżanki. Zdekonspirowano ich lokal legalizacyjny. Wszystko w ciągu jednej godziny.
- Jezu miłosierny!
- Pozostaje tylko modlitwa – powiedziała spokojnie siostra Julia - Jesteśmy bezradne wobec zła. I możemy oddać Bogu tylko tę naszą bezradność…
Rozmowę przerwał łomot. Siostry poderwały się z klęczek.
- Otwierać! Polnische Banditen! Schneller!
A więc to już. Zamarły, jakby rozpaczliwie uchwyciły się wiary, że ta nocna wizyta to jakieś nieporozumienie. Że gestapo pomyliło adres. Siostra Julia powoli skierowała się w stronę drzwi wejściowych na kapelanię. Kilkanaście kroków, jakie miała pokonać, wydawały się drogą bez końca. Łomot był coraz głośniejszy. W powietrze padło kilka strzałów. Siostra Dominika poderwała się z miejsca i pobiegła do pokoju, gdzie stało jej łóżko. Dziennik! Nie mogą go znaleźć. Przyciskając do piersi kajet, wymknęła się korytarzem do kuchni, gdzie były tylne drzwi od podwórka, ale stamtąd też było słychać jakieś głosy. Wbiegła na strych. Uchyliła małe okienko i wyrzuciła zeszyt. Opadł miękko w trawę, wydając cichy odgłos, prawie niesłyszalny w hałasie, jaki powstał na dole. Przez chwilę siostra Dominika zawahała się. Była drobna i szczupła. Z łatwością przecisnęłaby się przez małe okienko na strychu… CZY I TY CHCESZ ODEJŚĆ? – usłyszała głos tak wyraźny, jak gdyby Ktoś stał za nią i dotykał jej ramienia. Ktoś nieuchwytny, a przecież tak bliski jak nigdy. Zeszła powoli na dół. Przełożona stała przy drzwiach wejściowych, a za nią siostra Konstancja i Helena.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – powiedziała siostra Julia patrząc bez cienia lęku na dwóch butnych Niemców i towarzyszących im dwóch przedstawicieli Saugumy o tępym spojrzeniu.
- Jesteście oskarżone o kontakty z polskimi partyzantami i działalność polityczną! – padły słowa, które równie dobrze mogły znaczyć wszystko, jak nic – Jedziemy do więzienia na Łukiszkach.
Wychodząc z kapelanii, siostra Julia zatrzymała się jeszcze przez chwilę. Chciała się pożegnać z miejscem, które nie było jedynie zwykłym schronieniem. Zostawiła tu kawałek duszy.
- Szybciej, świnio! – wrzasnął szaulis. Cios, jaki dostała siostra Julia w plecy kolbą od karabinu, zwalił ją na ziemię. Zaraz jednak potężna dłoń złapała ją za włosy i z całej siły podniosła.
Po chwili dwie dorożki ruszyły w stronę Placu Łukiskiego. I tylko uchylone drzwi od pustej kapelanii wizytek płakały, trącane letnim wiatrem. Zbierało się na nocną burzę.
(fragment powieści "Niebo w kolorze popiołu" autorstwa siostry Benedykty Baumann OP. Całość ukaże się nakładem Wydawnictwa Edycja świętego Pawła)