1. Świetlica sierocińca sióstr dominikanek w Mielżynie zapełniła się dziećmi. Szmer narastał. Właśnie miała się zacząć próba przedstawienia. Pierwszego, w jakim wystąpią.
- Na pewno dostanę główną rolę!
- Głupiaś! Z twoim głosem?
- Ty lepiej posłuchaj siebie!
- Kryśka dostanie. Będzie Gerdą, zobaczycie. Najlepiej się nadaje z nas wszystkich.
- A ja myślę, że Adela. Ona ma takie piękne, jasne włosy. Ładnie będzie wyglądać na scenie…
Strumień powietrza wpadł do sali. Weszła siostra Julia. Dzieci umilkły, czekając na reżyserski werdykt.
- Rozpoczniemy próby „Królowej Śniegu”. Czasu mamy niewiele, niecały miesiąc. Nasza premiera odbędzie się przed świętami Bożego Narodzenia. Musimy się postarać i zagrać najpiękniej, jak potrafimy.
- Dlaczego? – zapytała Marianka, jak zwykle dociekliwa – Będą zaproszeni goście?
- Tak, również dlatego, ale nie to jest najważniejsze…
- To co? – nie dawała za wygraną Marianka.
- Żeby włożyć w tę opowieść całą swoją duszę. Nawet, gdyby miał to oglądać tylko jeden widz.
- Eee – machnął ręką Janek, jeden ze starszych chłopców, który, nim trafił do Mielżyna, działał w ulicznej szajce złodziei i nauczył się, że warto coś robić tylko wtedy, kiedy się to opłaca – To szkoda czasu.
Siostra Julia popatrzyła na Janka z powagą.
-Nie, Janku. Nie szkoda. Opowiadałam wam o kawałkach złego lustra, które wpadają ludziom do oczu i serc, prawda?
- Taaak! – zawołały młodsze dzieci. Niektóre aż klasnęły w dłonie z entuzjazmem. Starsze przysłuchiwały się, nie okazując tak żywiołowo radości. Na ich twarzach jednak malowało się skupienie.
- Może ten jeden widz, który przyjdzie, ma w sercu taki kawałek i trzeba mu pomóc się go pozbyć. A teraz się dowiecie, jakie otrzymaliście role.
Dzieci wpatrywały się w siostrę Julię. Jedne z zaciekawieniem, inne z taką powagą, jakby chodziło o powierzenie im życiowej misji, jeszcze inne z kpiącą obojętnością, w której czuły się najbezpieczniej.
- W roli Kaja wystąpi Antoś.
Szczerbaty żołnierz, który swego czasu strzelał do siostry Julii z niewidzialnej broni, podniósł na wychowawczynię zdumione oczy, nie dowierzając, że chodzi właśnie o niego. Jeśli do tej pory ktoś go do czegoś wybierał, to najczęściej do szturchańców, kopniaków i najgorszych prac.
- Jaaa? – chłopak rozdziawił buzię siostra Julia uśmiechnęła się:
- A jest tu jakiś inny Antoś?
-N… nie – wyjąkał.
- No właśnie… Królowa Śniegu: Marianka.
Na sali podniósł się szum: jak to? Marianka? Ale ona z tymi rudymi warkoczami nie wygląda jak królowa. To już bardziej Kryśka…
- Czy chcecie się dowiedzieć, jakie będą inne role?
- Taaaak!
- To proszę o ciszę…
Siostra Julia obsadziła Królową Śniegu, Księżniczkę, Rozbójniczkę, Laponkę, Finkę, Renifery. Świetlica wypełniła się fantastycznymi postaciami o świeżo nabytej, baśniowej tożsamości, która je fascynowała, ciekawiła i nobilitowała zarówno w oczach własnych, jak rówieśników. Szum na sali podnosił się i cichnął. Słychać było piski radości, okrzyki zdumienia, zawiedzione westchnienia, szepty i lekceważące prychnięcia.
- Gerda…
Zapadła gwałtowna cisza. Wszystkie dziewczynki czekały na tę chwilę.
- Rozalka.
Rozalka siedziała w najdalszym kącie, oparta o ścianę, przekonana, że o niej zapomniano. Schowała się w roli milczącego obserwatora, otulając się nią szczelnie jak płaszczem ochronnym. Jak to Rozalka? Przecież ona się nie nadaje. Jest niegrzeczna. Wszystkim dokucza. W dodatku jest brzydka. Jak ona będzie wyglądała. To niemożliwe. W sali zawrzało. Rozalka skurczyła się jeszcze bardziej pod wpływem śmiechów, wymienianych półgłosem uwag i rzucanych w jej stronę spojrzeń, które paliły. Tymczasem ta dziwna wychowawczyni zdawała się nie dostrzegać tego, co się działo na świetlicy. Podeszła spokojnie do Rozalki i uśmiechnęła się łagodnie. Drwiące spojrzenia koleżanek przestały palić. Rozalka podniosła głowę.
- Przyjmujesz rolę?
- Dlaczego właśnie ja?
- A dlaczego NIE ty?
Rozalka patrzyła zdezorientowana. Jej wzrok napotkał oczy siostry Julii. Spokojne jak tafla jeziora w słoneczny, letni dzień, pełne uwagi i siły. Koleżanki umilkły, zaskoczone. To jedno pytanie - dlaczego nie ona – było dla niej jak pobudka. Nagłe zaproszenie do przygody.
- Tak – powiedziała Rozalka niespodziewanie dla samej siebie.

2.
Zasłonięto okna i zapalono małą lampkę. I nagle świetlica zamieniła się w pałac Królowej Śniegu. Surowe deski podłogi, ściany pomalowane zwykłą farbą nieokreślonego, jasnego koloru i proste, drewniane krzesła zgubiły swoją pospolitość i w półmroku nabrały fantastycznych kształtów. Wydawało się, że deski rozsuwają się, ukazując w szczelinach inne, nieznane światy, a krzesła tańczą, zapraszając potencjalnych podróżnych w szaloną, ryzykowną podróż bez gwarancji powrotu. Antoś siedział na podłodze. Plama światła zatrzymała się na jego twarzy – martwej i apatycznej. Z ciszy wyłoniła się nieśmiała melodia. To Krysia grała na fujarce. Rozalka wbiegła na środek i zatrzymała się w pół kroku. Usiadła obok Antosia i zaczęła go gładzić po ramieniu.
- Kaju…
Nagle oczy jej pociemniały i twarz stężała. Wyprostowała się i podniosła z podłogi. Jak gdyby to w jej sercu tkwił odłamek szkła.
- Ja tego nie zagram!
Rzuciła na ziemię scenariusz.
- Nie mogę.
Wybiegła z sali.
- Ja chętnie za nią zagram! Ja! Ja! – odezwało się kilka dziewczynek.
Zostało tylko kilka dni do przedstawienia, na które zaproszeni byli kierownicy szkół i władze Witkowa, Strzałkowa, Wrześni oraz Gniezna. Siostra Julia zawahała się. Dzieci patrzyły na nią wyczekująco. Po chwili jednak wychowawczyni zarządziła spokojnym, choć trochę drżącym głosem:
- Dzieci, na dzisiaj koniec próby.
- Eee!
- Rozalka zawsze musi coś zepsuć!
- Nie zawsze i niekoniecznie zepsuć – powiedziała siostra Julia – Każdy z nas ma czasem zły dzień.
- Tylko że Rozalka coś za często.
Siostra Julia spojrzała na wychowanków ze smutkiem. Spuściły wzrok.
- Wasza złośliwość nie sprawi, że Rozalka poczuje się lepiej.
Nikt się już nie odezwał. Dzieci rozeszły się do sypialni.

3.
Ściany strychu pokryte były szronem. Przeszywające zimno aż bolało. Rozalka siedziała skulona w kącie, obok koszy do przewożenia rzeczy, pudełek i zakurzonych skrzynek. Drżała, ale upór nie pozwalał jej na wyjście z kryjówki. Siostra Julia usiadła obok dziewczynki.
- Też tak się kiedyś schowałam siostrom. Miałam chyba tyle lat, co ty teraz. Szukały mnie kilka godzin.
Rozalka podniosła głowę.
- Siostra? Nie wierzę.
- A jednak. Dzieci się śmiały ze mnie w szkole, nazywając mnie znajdą, i obraziłam się na cały świat, również na siostry.
Wiatr jęknął w kominie. Brzmiało to jak płacz dziecka.
- Nie rozumiałam jeszcze, że życie może być cudem bez względu na to, czego się doświadczyło wcześniej i co inni o nas myślą. To ja wybieram, czy chcę przebywać w zimnej i ciemnej komórce, gdzie nikt mnie nie znajdzie, czy w świetle i radości, wśród innych ludzi. I nigdy nie jest za późno na taki wybór, Rozalko.
- Ja się nie nadaję do tej roli.
- Dlaczego tak myślisz?
- Nie umiem pogłaskać Antosia. Nie umiem wyobrazić sobie, że to Kaj i przejąć się jego losem.
- Przecież dobrze ci to wychodziło na próbach.
To nie była prawda. Rozalka recytowała tekst tak, jakby zupełnie jej nie dotyczył. Jakby był dla niej obcy i niezrozumiały. Siostra Julia jednak nie wymagała od swoich aktorów czegoś, co przekraczało ich możliwości. Nagle stało się coś nieoczekiwanego. Rozalka zaczęła się trząść i dławić od szlochu. Siostra Julia przytuliła dziewczynkę. Przez chwilę nie było ważne nic oprócz tego wspólnego trwania wśród zimna i ciemności. Wreszcie dziewczynka spojrzała na wychowawczynię.
- Podczas wojny straciłam brata. Zastrzelili go na moich oczach. Nie wiem nawet, kto to zrobił i po co. Te dziewczyny z grupy nigdy tego nie zrozumieją. One widzą we mnie potwora.
-Nieprawda, Rozalko. One podobnie jak ty dźwigają swoją smutną historię i tak samo boją się ją odkryć. Nadajesz się do tej roli.
- Nie!
- Tak! Nie o to chodzi, żebyś stała się Gerdą. Grając tę rolę, masz opowiedzieć innym o swoim braciszku. O tym, jak za nim tęsknisz. I o tym, że wojna jest okrutna. Że trzeba uczyć się kochać, żeby nie dopuszczać do wojen.
- I myśli siostra, że to się uda?
- Jestem pewna. Chodź!
Rozalka wstała powoli i podała siostrze Julii rękę, jakby była bardzo małą dziewczynką. Zeszły na dół, w stronę światła.

4.
Świetlica mielżyńskiego sierocińca wypełniła się gośćmi. Pierwsze rzędy zajęli panowie we frakach i damy w koronkowych sukniach. Uśmiechali się uprzejmie, ale z pobłażaniem, nie spodziewając się artystycznych zaskoczeń po dziecięcym przedstawieniu. Dżentelmen o podkręconych wąsach ziewnął ukradkiem. Korpulentna pani o drobnych, falujących loczkach i sznurze pereł kilkakrotnie okręconym wokół tłustej szyi szeptała coś do przyjaciółki. Dwóch łysiejących mężczyzn z głośnym sapaniem wymieniało uwagi dotyczące temperatury na sali, po czym jeden z nich wyciągnął chusteczkę i otarł sobie czoło. Koścista właścicielka misternej fryzury wyciągnęła z małej torebki lusterko i zaczęła pudrować sobie nos. Kierowniczka, siostra Magdalena, witała gości w drzwiach wejściowych do zakładu dla sierot. Jodłowe girlandy przystrojone złoconymi orzechami, oplatające smukłe kolumny dawnego dworku, wyglądały dostojnie i uroczyście.
Mali aktorzy przebrani w stroje, specjalnie na tę okazję uszyte przez siostrę Eufrozynę, czekali za kulisami utworzonymi naprędce z kilku parawanów. Dzieci wyglądały jak barwne, egzotyczne motyle. Zgasło światło.
- Boję się! – zawołała Anielka, najmłodsza dziewczynka i w ciemności zabrzmiało to jak prolog do niezwykłej opowieści. Siostra Julia przytuliła małą, podczas gdy siostra Alfreda odsunęła kurtynę. Anielka przebrana w białą, szyfonową sukienkę Śnieżynki, chwyciła się kurczowo welonu siostry Julii.
- Nie bój się. Pójdę z tobą – szepnęła siostra Julia i mała się uspokoiła.
Na drewniane deski opadła ciepła plama światła. W szepty, śmiechy i gwar widowni, który jeszcze nie zdążył ucichnąć, wślizgnął się głos fujarki. Był jak zaklęcie, które usypia wszystkie dźwięki. Na scenę wbiegła grupa zwinnych, wirujących w radosnym tańcu Śnieżynek. Siostra Julia chwyciła Anielkę za rękę i pomknęła na środek. Anielka zapomniała o strachu i zaczęła się głośno śmiać, myśląc, że to zabawa. Rozległy się oklaski.
Twarze widzów zmieniały się. Znudzenie i pobłażanie ustąpiło zaciekawieniu, potem skupieniu, wzruszeniu i wreszcie – zachwytowi. Łysiejący jegomość upuścił chusteczkę i zapomniał ją podnieść. Koścista dama schowała puderniczkę. Właścicielka okazałego sznura pereł aż poprawiła binokle i pochyliła się do przodu, żeby lepiej widzieć sceniczną akcję.
Nagle drżącą melodię fujarki złamały mocne akordy pianina, przy którym siedziała siostra Modesta. Na scenę dostojnym krokiem weszła Krysia w białej sukni Królowej Śniegu, sukni, której zazdrościły jej wszystkie koleżanki, bo była długa, z falbankami, trenem i przy każdym kroku imponująco szeleściła.
- Chodź ze mną, Kaju – wyszeptała złowrogo, tak, że słychać było w ostatnich rzędach i wszyscy dorośli zapomnieli, że dobrze znają ciąg dalszy. Siedzieli wbici w drewniane, niewygodne krzesła, jak gdyby również oni byli zaczarowani przez Królową Śniegu.
Tymczasem opowieść toczyła się dalej, lekkim, tanecznym krokiem. Jakby nie było mozolnych prób, powtarzanych do znudzenia sekwencji, zmęczenia, zwątpienia i przerażenia zbliżającym się terminem premiery. Siostra Julia zerkała ukradkiem w stronę Rozalki. Za chwilę ta decydująca scena w pałacu Królowej Śniegu… Antoś usiadł na podłodze. Spojrzenie miał puste, utkwione w jednym punkcie. Rozalka popatrzyła na siostrę Julię. W oczach dziewczynki czaił się strach.
- Uda ci się. Twój braciszek bardzo chciałby cię zobaczyć w tej roli – szepnęła siostra Julia tak, żeby inni nie słyszeli.
Rozalka wyszła na scenę w wełnianym płaszczyku i sznurowanych, wysokich trzewiczkach, które stukały złowrogo przy każdym kroku. Podniosła dumnie głowę, zawahała się jeszcze, po czym podbiegła do Antosia tak, jakby rzucała się w przepaść.
- Kaju
Chłopak, zgodnie z reżyserskimi wskazówkami siostry Julii, nawet nie drgnął. Widzowie wstrzymali oddech.
— Kochany Kaju! Znalazłam cię przecież!
Głos Rozalce zadrżał. Położyła głowę na ramieniu kolegi. Z tyłu sali dało się słyszeć jakiś szloch. Cichutki głos fujarki brzmiał jak prośba o miłość.

Co ja kocham na tym świecie?
Złote słonko, jasne kwiecie!
Boże ptaszki śpiewające…
- zaśpiewała urywanym głosem Rozalka. Antoś powoli podniósł głowę. Spojrzenie miał teraz żywe, czymś wstrząśnięte, jakby się obudził z długiego snu.

Wszystko kocham serca biciem,
A przestanę chyba z życiem!
- dokończyła piosenkę młoda aktorka. Wzięła Antosia za rękę i wstali. Szli przez środek widowni, zanurzeni w świetle. Jezu, dziękuję – wygrałeś, pomyślała siostra Julia.

(fragment powieści "Niebo w kolorze popiołu" autorstwa siostry Benedykty Baumann OP. Całość ukaże się nakładem Wydawnictwa Edycja świętego Pawła)