parallax background

Niepełnosprawni? Boże światła w świecie

12 lipca, 2019
Złoty Jubileusz w Prowincji Amerykańskiej
11 lipca, 2019
Pokój świętej
15 lipca, 2019
Złoty Jubileusz w Prowincji Amerykańskiej
11 lipca, 2019
Pokój świętej
15 lipca, 2019

Mam na imię s. Lidia i aktualnie pracuję w Szkole Podstawowej im. Jana Pawła II w Inowrocławiu.

Chciałabym jednak podzielić się z Wami kilkoma myślami (które do końca życia będą w moim sercu) dotyczącymi mojej pracy z osobami niepełnosprawnymi w naszym Domu w Mielżynie.

Swoją pracę w Domu Pomocy społecznej zaczęłam w roku 2015 roku. To było też pierwsze bliskie spotkanie z osobami niepełnosprawnymi. Pierwsze, bliskie ponieważ przed klasztorem nie miałam z niepełnosprawnymi żadnego kontaktu oprócz festynów dla właśnie takich osób, które organizowali kapucyni obok mojej rodzinnej miejscowości. Jaka wielka była moja radość, ale też nieukrywany strach, kiedy Matka powiedziała mi o „moim nowym obowiązku” i nowej placówce. Pomyślałam sobie jedynie, że wszystko cokolwiek się dzieje, co dane jest nam przeżywać, jest w planie Bożym, a On nie chce naszej krzywdy ani tym bardziej nie zostawia nas samych. Kiedy tylko 22 sierpnia 2015 roku dojechałyśmy razem z moją siostrą „rocznikową” do Mielżyna, dopadły nas dwie podopieczne. Siostra, która razem ze mną dostała również posłanie do Mielżyna znała już to miejsce, ponieważ wcześniej była tutaj wolontariuszką. Po wyjściu z samochodu jedna myśl pojawiła mi się w głowie „nie dam rady, uciekam”. „Ale przecież misja, którą mi powierzono, nie ma być moja. To misja Jezusa Chrystusa” – to kolejna myśl jaka zrodziła się w mojej głowie. Z niemałym strachem przytuliłam dwie dziewczyny, które podbiegły do nas….i tak się zaczęło. Pod opiekę otrzymałam grupę II, składającą się z 15-stu dziewczyn, a raczej kobiet. Zaledwie 4 dziewczyny były młodsze ode mnie... reszta natomiast w wieku mojego kuzynostwa, rodziców. Grupa pod względem zdrowotnym była mieszana.1/3 osób to osoby leżące, 2/3 chodzące, ale praktycznie wszystkie dziewczyny nie mówiły. Głównymi moimi zadaniami na grupie było zajmowanie się podopiecznymi i opieka nad nimi podczas dyżurów. Szybko jednak DPS stał się moim drugim domem obok klasztoru, a podopieczni stali się moją rodziną „moimi dzieciakami”. Kiedy dzwoniłam do rodziców to zawsze prosili, by przekazać pozdrowienia dla wnuczek.

Opieka nad mieszkańcami mimo, że czasem nużąca dawała, wiele radości i satysfakcji. Przeżywałam razem z nimi ich strapienia i radości. Świętowałam z nimi każdą uroczystość: czy to imieniny, czy urodziny, czy święta. W twarzach mieszkanek – najbardziej tych, które nie mówiły, odczytywałam najpiękniejsze podziękowanie. Do końca życia nie zapomnę dwóch sytuacji z czasu pobytu w Mielżynie. Pewnego dnia, kiedy przyszłam na swój popołudniowy dyżur, Wiktoria – moja najmłodsza podopieczna cierpiąca na autyzm i niemówiąca – płakała, biegając po całej grupie. Nie zatrzymała się biegnąc przez korytarz i wpadła wprost na mnie. Zatrzymałam ją chwilę w ramionach, tuląc mocno do siebie. Ona po chwili odkleiła się ode mnie i cichym, łkającym głosem powiedziała dwie sylaby, najpiękniejsze sylaby na świecie – Ma-Ma.

Kolejna sytuacja miała miejsce po śmierci mamy jednej z podopiecznych. Jako odpowiedzialna za grupę miałam za zadanie powiedzieć Wioli o śmierci jej mamy. Wiola miała bardzo ciężką sytuację rodzinną. Z matką nie miała kontaktu. Jednak łzy, które spływały po jej policzkach, smutek w oczach, nie udawany, lecz głęboki... dał mi pewność, że niepełnosprawni to takie iskierki Bożej miłości, które mogą ten nieczuły świat zmieniać, upiększać. Potrzebują jednak naszej pomocy, by to piękno pokazać i przekazać dalej.

Jedno mogę stwierdzić: pracy z niepełnosprawnymi nie da się opisać. Dla mnie doświadczenie pracy z nimi było ogromnym świadectwem autentyzmu chrześcijańskiego. Dzisiejszy świat odrzuca to co słabe, chore, ciche… Trzeba być mocnym, głośnym i fit. Osoby niepełnosprawne to Boże światła w świecie, jak napisałam Boże iskierki. Rozpalone ogromną, autentyczną radością zarażają nią wszystkich, którzy tylko wejdą w progi tego miejsca. Od nich możemy się uczyć, by być zadowolonym oraz wdzięcznym za dar życia i zdrowia. Bardzo cieszę się, że mogłam posługiwać w Mielżynie. W miejscu, gdzie tak wiele sióstr i osób świeckich pracowało, by ulżyć najpierw sierotom, później już niepełnosprawnym i tworząc historię.

s. Lidia Pociask OP