Jaśniszcze, wieś położona na żyznych ziemiach Podola, oddalona 32 km od powiatowego miasta Brody, a 10 km od urzędu pocztowego w Podkamieniu. Panował tu łagodny, w dużej części śródziemnomorski klimat, co sprawiało, że urodzajna ziemia wydawała obfite plony, a krajobraz zachwycał każdego, kto odwiedzał te strony. W Jaśniszczach znajdowała się mała, niezorganizowana szkoła, nie było jednak kościoła. Ludność wyznania rzymsko – katolickiego należała do parafii w Podkamieniu, gdzie duszpasterzami byli ojcowie dominikanie.

To właśnie tu, 23 sierpnia 1838 r. przyszło na świat szóste dziecko Franciszka Białeckiego i Anny Ernestyny z Radziejowskich Białeckiej. Następnego dnia, na chrzcie św., w kościele parafialnym w Podkamieniu, dziewczynce nadano imiona Róża Filipina Filomena. Szafarzem sakramentu był o. Piotr Korotkiewicz OP, prowincjał Zakonu Kaznodziejów, a rodzicami chrzestnymi Stanisław Morawski i Zuzanna Kamieńska. Państwo Białeccy cieszyli się z narodzin Róży, ponieważ wcześniej zostali doświadczeni śmiercią czworga dzieci. W końcu Pan Bóg obdarzył ich trzema córkami: Marią, Różą i Władysławą. Spośród tych trzech dziewczynek, to Róża odznaczała się największą dobrocią, łagodnością i uległością. Żywiła wielką miłość do swoich rodziców i starszej siostry Marii, jednak najbardziej związana była z młodszą o 2 lata Władzią. Chętnie też wspierała ubogich i cierpiących. Dla każdego miała otwarte serce, pełne miłości i miłosierdzia. Jak tylko mogła ułatwiała pracę sługom, tłumaczyła ich przewinienia i nie pozwoliła, aby ktoś obwiniał drugiego człowieka. W domu Białeckich panował głęboki duch patriotyczny. Dużo mówiło się o niepodległości i sposobach jej odzyskania. Rodzice Róży boleśnie przeżyli upadek powstania listopadowego. Byli świadomi tego, że droga do niepodległości Polski prowadzi m. in., przez polepszenie doli ludu wiejskiego. Dlatego państwo Białeccy, mimo braku zgody rządu austryjackiego, znieśli w swoich dobrach pańszczyznę. Zarówno ojciec, jak i matka, dbali o ludność wiejską i to zapewne od nich Róża nauczyła się wrażliwości na sprawy innych.

Róża wcześnie nauczyła się modlitwy i kochała czas, gdy mogła sam na sam w domowej kaplicy prowadzić rozmowy z Jezusem utajonym w Najświętszym Sakramencie. Gdy miała 8 lat kapłani i rodzice doszli do wniosku, że jest gotowa, by przyjąć I Komunię św. Było to dość wcześnie, gdyż zwyczajnie dzieci przystępowały do tego sakramentu mając od 11 do 14 lat. Przygotowaniem Róży do tego wielkiego wydarzenia zajął się ks. Kiejnowski. Jednak w trakcie przygotowań poważnie zachorowała i obawiano się, że są to początki choroby płuc. Postanowiono, że dziewczynka przyjmie I Komunię św. w rodzinnym domu, w Jaśniszczach, 8 grudnia. Dzień wcześniej przystąpiła do spowiedzi u ks. Kiejnowskiego. Róża przyjęła Jezusa Eucharystycznego nie w kaplicy, ale w swoim pokoju, klęcząc przy łóżku, w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w 1846 r. Tego dnia rozpoczął się nowy etap w życiu wewnętrznym Róży.

W dwunastym roku życia, czyli w 1850 r., przyjęła w kościele w Podkamieniu sakrament bierzmowania, wraz z którym Duch Święty w szczególny sposób wkroczył w jej duchowość. Owocem sakramentu był prywatny ślub, który Róża złożyła przed cudownym obrazem Matki Bożej w Podkamieniu. Ślubowała, że odda się na całkowitą służbę Panu Bogu w zakonie. Był to znak, że Bóg powoli, ale coraz wyraźniej, przygarniał ją do siebie. Róża co dzień kilka godzin spędzała na modlitwie. Czuła jednak, że słowa są zbyt małe, by wyrazić to, co wypełniało serce, aby wypowiedzieć Panu swoją miłość. Ks. Kiejnowski, który był jej spowiednikiem, przy różnych okazjach wspominał rodzicom, że Bóg wobec ich dziecka ma szczególne plany, ale oni poznają je dopiero za jakiś czas.

Zgodnie ze zwyczajem, praktykowanym w tamtym czasie w dworach szlacheckich, Róża wraz z siostrami pobierała nauki w domu. Chcąc uzupełnić edukację córek, Białeccy wysłali Różę i Władysławę na pensję do Sióstr Sacre Coeur we Lwowie, gdzie przybyły 27 maja 1852 r. Pobyt na pensji przyczynił się nie tylko do wzbogacenia wykształcenia Róży, lecz wywarł wpływ na jej życie duchowe. Chwile wolne do nauki poświęcała na modlitwę, często widywano ją klęczącą w klasztornej kaplicy. 8 grudnia 1853 r., chcąc podkreślić swój szczególny związek z Niepokalaną, Róża wstąpiła do szkolnej organizacji: Stowarzyszenie Najświętszej Maryi Niepokalanej, tzw. Sodalicji Mariańskiej. Prawdopodobnie w czasie pobytu w szkole, Róża zapoznała się z panną Tychowską, późniejszą s. Innocentą – sakramentką. Od pierwszego spotkania zawiązała się między nimi przyjaźń, gdyż obie szukały głębszego poznania Boga, dlatego na drodze do świętości wzajemnie się wspierały. Nie wiadomo, kiedy dokładnie Róża opuściła pensję Sióstr Sacre Coeur. Należy przypuszczać, że nastąpiło to wiosną 1854 r., miała wtedy 16 lat.

Róża wróciła do domu, ale pragnienie całkowitego oddania swego życia Bogu, coraz bardziej w niej wzrastało. Prawdopodobnie duży wpływ na jej życie duchowe miał o. Donat Piątkowski OP, nowy spowiednik Róży. Jego życie gorliwego ascety zwróciło uwagę ojca generała Aleksandra Wincentego Jandel’a, który bardzo liczył na pomoc o. Donata w reformie dominikanów galicyjskich.

W końcu Róża postanowiła powiedzieć rodzicom o swoim pragnieniu poświęcenia swego życia na służbę Bogu w zakonie. Franciszek Białecki nie chciał nawet słyszeć o wstąpieniu córki do klasztoru. Róża wolę ojca przyjęła bez buntu, nie nalegała, ale sprawę swego powołania jeszcze goręcej zawierzała Bożej Opatrzności i Matce Najświętszej. W tym czasie Pan Bóg doświadczył ją poważną chorobą – gruźlicą płuc. Lekarze orzekli, że nie przeżyje więcej, niż 3 miesiące. Stwierdzili też, że leki nie pomagają, ponieważ chorą trapią jakieś ciężkie wewnętrzne cierpienia. Zasugerowali rodzicom, by pomogli córce pozbyć się tego moralnego bólu, a wtedy, być może, choroba płuc również ustąpi. Ks. Czyżewski poradził panu Białeckiemu, żeby zgodził się spełnić pragnienie Róży i pozwolił jej wstąpić do klasztoru, gdzie umrze w przekonaniu, że ojciec tak bardzo ją kocha, iż pozwala spełnić wolę Bożą. Białecki posłuchał rad kapłana. Róża, uradowana decyzją ojca, powoli wracała do zdrowia. Niestety, 17 lutego 1855 r. zmarł pan Białecki. Cierpienia, które Róża przeżyła, pozwoliły jej jeszcze bardziej upewnić się, że Bóg wzywa ją do służby w zakonie. Czuła pociąg do życia w ścisłej klauzurze, a przywiązanie, które odczuwała do zakonu dominikańskiego, skłaniały ją do wyboru Zgromadzenia Sióstr Dominikanek na Gródku w Krakowie. Jednak Bóg we właściwy dla siebie sposób, ukazał Róży swoją wolę. Opatrzność Boża sprawiła, że właśnie tego lata generał Zakonu Kaznodziejskiego, o. Wincenty Jandel, przyjechał do Galicji, by wizytować główne klasztory dominikańskie na ziemiach polskich. O. Piątkowskiemu bardzo zależało na spotkaniu Róży z ojcem generałem. Doszło do niego 2 lipca 1856 r., w dniu Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, w zakrystii kościoła w Podkamieniu. Jechała tam głęboko przekonana, że decyzja generała, będzie decyzją samego Boga. O. Jandel odradzał jej wybór dominikanek klauzurowych na Gródku przede wszystkim z powodu upadku tam zakonnej dyscypliny. Mimo, że rozmawiał z Różą krótko, zaobserwował w niej cechy, które pozwoliłyby jej zostać założycielką zgromadzenia zakonnego. Zauważył wrażliwe na sprawy Boże serce, jasny i zdecydowany umysł oraz dar oddziaływania na innych. Generał polecił, by udała się do Nancy w Lotaryngii, gdzie od niedawna istniał klasztor dominikanek III Zakonu ścisłej obserwancji, a po odbytym tam nowicjacie miałaby wrócić do Galicji i tu założyć podobne Zgromadzenie. Radę o. Jandel’a, w duchu wiary, traktowała jako wolę Bożą, dlatego z pokojem w sercu pożegnała ojca generała, gotowa spełnić to, co powiedział. Było to pierwsze, w pełni świadome „fiat”, wypowiedziane przez Różę Białecką z miłości ku Bogu.